Denzel na najwyższym levelu
Duet Antoine Fuqua-Denzel Washington postanowił po kilkunastu latach na nowo połączyć siły. Ich pierwszy film ("Dzień próby") przyniósł Denzelowi sporo nagród, w tym drugiego w karierze Oscara i nominację do Złotego Globu. Ich najnowsze "Bez litości" nie dorasta jednak swojemu poprzednikowi do pięt. Ba, nawet koło jego stóp nie stało.
|
Robert McCall (Denzel Washington) to szef działu w markecie budowlanym. Zawsze spokojny, opanowany, miły i perfekcyjny. Wszystkie te cechy sprawiają, że jest to pracownik idealny, a do tego lubiany wśród załogi. Chętnie pogada, zawsze pomoże i doradzi. Po pracy, życie Roberta wygląda zawsze tak samo. Odwiedza małą knajpkę, w której co wieczór pije tę samą herbatę, czyta klasykę literatury światowej i zamienia parę słów z nastoletnią prostytutką Teri (Chloe Grace Moretz). Ale przecież wszyscy wiemy: główną rolę w filmie gra Denzel. To oznacza, że nie może być tylko zwykłym pracownikiem sklepu. Kiedy więc dziewczyna zostaje brutalnie pobita, w Robercie coś pęka. Wtedy zaczyna się prawdziwa akcja. Bo Robert okazuje się być całkiem niezłą maszyną do zabijania, co wkurzy rosyjską mafię.
Fabuła filmu nie jest zbyt oryginalna, a w dodatku została oparta na scenariuszu serialu "The Equalizer", który był emitowany w USA w latach 1985-89. I najnowszy film Fuqua wygląda właśnie jak produkcje z tamtych lat: epatuje kliszami i schematami na kilometr, a do tego pełno w niej kiczu i tandety. Produkcja wygląda po prostu jak zlepek różnych filmów sensacyjnych. Już sam zwiastun "Bez litości" mówi wszystko na jego temat. To tak jakby jego skrócona wersja. Pomija tylko to co niepotrzebne (czyli pierwszą godzinę filmu), a następnie przenosi nas do sedna sprawy - jednej wielkiej demolki, którą przeciwnikom urządza Denzel. Myślę, że właściwym porównaniem, będzie ukazanie filmu Fuquy jako gry. Robert McCall eliminuje po kolei swoich rywali, aby przejść do kolejnych rund. A na końcu tej rozgrywki, na ostatnim levelu, czeka na niego boss, z którym musi się zmierzyć. Po wyczerpującej potyczce z ostatecznym rywalem, która zajmuje więcej czasu niż wszystkie poprzednie rundy razem wzięte, McCall odbiera nagrodę, a my kończymy grę. I tyle. Nic się nie dzieje. Instalujemy kolejną. I w takim oto filmie przyszło grać Washingtonowi. Facet, który swoim talentem, charyzmą i energią (ma 60 lat!) mógłby obdarować kilkudziesięciu młodych aktorów, ostatnimi czasy gra role bardzo podobne do siebie (m.in.: "Agenci" czy "Safe House"). Radzi sobie w nich jednak całkiem dobrze, dlatego wszystko wskazuje na to, że będzie kolejnym aktorem, który zostanie zamknięty w pewien schemat, podobnie jak Liam Neeson czy Johnny Depp, którzy grają jedną postać we wszystkich kolejnych filmach. A producenci już ogłosili rozpoczęcie prac nad scenariuszem sequela o perypetiach Roberta McCalla, więc Denzel angaż ma w kieszeni. Mimo to Washington w "Bez litości" gra bardzo przekonująco i poważnie. Rzekłbym, że aż nazbyt. Tyle w tym filmie kiczu, że przydałoby się, aby troszkę spuścić z tonu. McCall i jego przeciwnik zbudowani są raczej przewidywalnie. Robert to ten dobry, który sypie słowa o spełnianiu marzeń na prawo i lewo. Teddy natomiast po lewej i prawej ma ciała tych, którzy się mu sprzeciwili. W walce obaj nie mają litości, a ich potyczka to pokaz niezwykle brutalnych sposobów na zabijanie. Tacy tam akwizytorzy śmierci. To, co w filmie przypadło mi do gustu najbaridzej, to muzyka. Spokojny linie melodyczne z początkowych minut filmu świetnie kontrastują z pełnymi energii utworami, które towarzyszą końcowej masakrze. I tak, o ile do samego filmu raczej z własnej woli nie powrócę, o tyle do ścieżki dźwiękowej - jak najbardziej. Historia zawarta w "Bez litości" służy wyłącznie czystej rozrywce i wyłączeniu myślenia. Wszystko, co dzieje się na ekranie nie wymaga pracy naszego mózgu. Aby więc wyjść z kina z zadowoleniem na twarzy, wystarczy być świadomym, że idąc na film Fuquy przyszło się do kina zapomnieć i zabawić, a nie obejrzeć psychologiczne analizy bohaterów i świata przedstawionego.
|
Ocena:
BEZ LITOŚCI (2014)
Tytuł oryginalny: Equalizer
Reżyseria: Antoine Fuqua
Obsada: Denzel Washington, Chloe Grace Moretz, Marton Csokas, David Meunier
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
Zobacz także:
|
|