|
|
Ziemia obiecanaSam Scorsese dorastał w latach 50. niedaleko historycznej Five Points, w dzielnicy nazywanej Małą Italią, gdzie – jak sama nazwa wskazuje – skupiali się imigranci z Włoch. Scorsese, syn pary Sycylijczyków, prasowacza i szwaczki, utożsamiał się z portretem imigrantów, którzy zmuszeni zostali do desperackiej walki o przetrwanie. Zaciekawiony zaczął badać historię okolicy. "Zacząłem zastanawiać się, jak kiedyś wyglądał Nowy Jork? Jacy byli wtedy ludzie? Jak chodzili, co jedli, jak się ubierali" – mówił w wywiadzie. |
Filmową wersję "Gangów..." Scorsese wyobrażał sobie jako monumentalny epos opowiadający o kształtowaniu się narodu, |
Filmową wersję "Gangów Nowego Jorku" wyobrażał sobie jako monumentalny epos opowiadający o kształtowaniu się narodu, a także swoisty hymn dziękczynny dla milionów przybyszów z całego świata, którzy w krwawych czasach, ściśnięci w klaustrofobicznych kamienicach musieli połączyć siły i walczyć o prawo do poszukiwania swojego miejsca na Ziemi. "Nowy Jork był jedną wielką beczką prochu. Z jednej strony miasto doświadczyło pierwszej wielkiej fali imigrantów z Irlandii, którzy mówili po gaelicku, byli katolikami lojalnymi Watykanowi. Z drugiej strony byli natomiast nacjonaliści, którzy czuli, że mają wyłączne prawo do ziemi; są tymi, którzy walczyli i wykrwawiali się za naród. To był istny chaos; chaos plemienny. Stopniowo jednak, ulica po ulicy, blok po bloku, kształtowała się demokracja, a ludzie nauczyli się żyć razem. Jeśli więc demokracja nie narodziła się w Nowym Jorku, to nie może narodzić się nigdzie" – tłumaczył reżyser.
W 1979 roku Scorsese nabył prawa do zekranizowania książki Asbury'ego. Wspomniał o książce swojemu przyjacielowi i współpracownikowi, scenarzyście Jayowi Cocksowi, który, jak się okazało, doskonale ją znał. Panowie zabrali się do roboty. Do pracy nad scenariuszem zaprosili jeszcze dwie osoby: zdobywcę Oscara za "Listę Schindlera" Stevena Zailiana, który wraz ze Scorsese pracował nad strukturą historii, a także wielokrotnie nagradzanego scenarzystę Kennetha Lonergana, który skupił się na rozwinięciu głównych bohaterów.
Punktem wyjścia do historii nie tylko Five Points, ale metaforycznej wizji narodzin Ameryki w ogóle, okazała się konfrontacja dwóch największych gangów. Oto ojciec głównego bohatera, Amsterdama Vallona (Leonardo DiCaprio), szef bandy Irlandczyków ginie podczas jednej z krwawych bitew o władzę nad dzielnicą. Zabija go bezwględny Billy "Rzeźnik" Cutting (Daniel Day-Lewis), przywódca konkurencyjnego, nacjonalistycznego gangu.
|
Stopniowo, ulica po ulicy, blok po bloku, kształtowała się demokracja, a ludzie nauczyli się żyć razem - Martin Scorsese |
16 lat później, Amsterdam wraca do Five Points, aby pomścić śmierć ojca. Przenika do najbliższego kręgu "Rzeźnika", który z czasem zaczyna traktować go jak syna. Tak bohater popada w wewnętrzny konflikt.
Pracując nad scenariuszem, twórcy zainspirowali się życiorysami autentycznych postaci. Zwłaszcza, jeśli chodzi o kreację "Rzeźnika". Naprawdę ten intrygujący jegomość nazwywał się Bill Poole, rzeczywiście pracował jako rzeźnik i cieszył się podobną sławą co bohater filmu. Później został nawet zawodowym bokserem. Co ciekawe, Poole zmarł w 1855 roku, na kilka lat przed wydarzeniami opisywanymi w "Gangach...".
Pracując nad scenariuszem, twórcy zainspirowali się życiorysami autentycznych postaci. Zwłaszcza, jeśli chodzi o kreację "Rzeźnika". Naprawdę ten intrygujący jegomość nazwywał się Bill Poole, rzeczywiście pracował jako rzeźnik i cieszył się podobną sławą co bohater filmu. Później został nawet zawodowym bokserem. Co ciekawe, Poole zmarł w 1855 roku, na kilka lat przed wydarzeniami opisywanymi w "Gangach...".
|
Daniel Day-Lewis jako Bill "Rzeźnik" Cutting / Fot. it.wikipedia.org
Tygiel kulturowyScorsese nie chciał jednak budować swojego filmu wyłącznie na konflikcie między Amsterdamem i Billem "Rzeźnikiem". Reżyser pragnął ukazać nowojorską metropolię w samym centrum wojennej zawieruchy. W tamtym czasie wybucha bowiem wojna secesyjna, która – wraz z pulsującymi pod powierznią tkanki miejskiej napięciami na tle rasowym, religijnym i kulturowym – doprowadziła do najgorszych rozruchów w dziejach Ameryki. Czarę goryczy przelał dekret prezydenta Lincolna, który ogłaszał powszechny pobór do wojska. Z obowiązku byli zwolnieni ci, którzy zapłacili 300 dolarów.
W roli Amsterdama Vallona w latach 70. reżyser planował obsadzić swojego ulubionego aktora, znanego z "Taksówkarza" Roberta De Niro. Produkcja wymagała jednak ogromnego wsparcia finansowego, którego żadne studio w tamtym czasie nie chciało udzielić, zwłaszcza po finansowej porażce "Bram Niebios". Film Michaela Cimino, opowiadający bliźniaczo podobną historię dramatycznych starć pomiędzy Amerykanami a przybyszami z Europy Wschodniej w stanie Wyoming pod koniec XIX wieku, okazał się bowiem niewypałem pod względem komercyjnym oraz artystycznym – krytycy określili film mianem "katastrofy", Cimino przedłużał zdjęcia w nieskończoność, doprowadzając studio United Artists niemal do bankructwa, a sam pogrzebał nim swoją reżyserską karierę. Fiasko "Bram Niebios" spowodowało, że studia unikały wystawnych dramatów historycznych jak ognia. Scorsese musiał obejść się więc smakiem. Aktorzy wchodzą na planTemat filmu powrócił dopiero w latach 90., kiedy to monumentalne produkcje historyczne ponownie rozkwitły za sprawą takich filmów jak: "Braveheart" Mela Gibsona, "Titanic" Jamesa Camerona czy późniejszy "Gladiator" Ridleya Scotta. Scorsese poznał w tamtym czasie również wpływowego producenta Harveya Weinsteina, szefującego studiu Miramax Films. Panowie nie czekali zbyt długo i zaczęli rozglądać się za obsadą. Niestety kolejne plany castingowe okazywały się niewypałami. Na nieszczęście dla Scorsese Robert De Niro był już za stary, aby zagrać Amsterdama. Z kolei próba obsadzenia Johna Belushi w roli Cuttinga spełzła na niczym po tym, jak aktor zmarł w wyniku przedawkowania. W mediach raz po raz pojawiały się kolejne nazwiska gwiazd – a to Mela Gibsona, a to Willema Dafoe czy Toma Hanksa. Ostatecznie jednak rolę młodego Vallona za namową samego De Niro Scorsese zaproponował Leonardo DiCaprio, a postać Billa "Rzeźnika" powierzył Danielowi Dayowi-Lewisowi. Ten drugi zresztą stworzył kreację niezapomnianą. W swoim stylu Brytyjczyk oddał się roli bezgranicznie – mówił z akcentem swojej postaci nawet wtedy, gdy nie był na planie, pozwolił założyć sobie na oko specjalne szkło, a nawet nauczył się stukać w nie ostrzem noża bez mrugania powiekami. W ramach przygotowań do roli spędził też kilka tygodni pod – nomen omen – okiem prawdziwego rzeźnika, a także zatrudnił dwóch artystów cyrkowych, którzy nauczyli aktora celnie rzucać sztyletami. Z kolei podczas kręcenia walki z DiCaprio złamał sobie nos. Mimo to, kontynuował zdjęcia. Więcej. Kiedy po zakończeniu zdjęć, DiCaprio i Scorsese zaprosili Daya-Lewisa na kolację, ten oczywiście przyjął zaproszenie, lecz nie miał zamiaru porzucić swojej roli. Podczas posiłku był ponoć tak przekonujący, że kelnerka bała się go obsługiwać. XIX-wieczny Nowy Jork Scorsese odtworzył w Cinecitcie – największym studiu filmowym we Włoszech znajdującym się na przedmieściach Rzymu. Scenograf Dante Ferretti i jego załoga zbudowali blisko dwa kilmetry kwadratowe scenografii, w tym budynek starego browaru, masywne kamienice, kasyno, kościół, chińską pagodę, w której znalazł się teatr, a także odcinek nowojorskiego nabrzeża. Zresztą niektóre z rusztowań pozostawionych w Cinecittà Studios zostały później użyte przez Mela Gibsona podczas kręcenia "Pasji". Kiedy George Lucas odwiedził plan zdjęciowy, miał powiedzieć zdziwiony, że "taki plan można było wykreować za pomocą komputerów". Co ciekawe, twórca "Gwiezdnych wojen" do produkcji dołożył także swoje trzy grosze. W jednej z końcowych scen filmu na ekranie pojawia się słoń, którego pomógł wykreować – to jedyna scena w filmie, w której użyto efektów CGI. Podczas produkcji nie obyło się jednak bez komplikacji – aby poprawić stan budżetu, Martin Scorsese i Leonardo DiCaprio zmniejszyli swoje pensje, a z powodu niedoboru włoskich aktorów mówiących po angielsku, zdecydowano się na zatrudnienie części amerykańskiego personelu wojskowego stacjonującego w bazie Sił Powietrznych niedaleko Aviano. Film miał początkowo trafić do kin w święta Bożego Narodzenia w 2001 roku. W czerwcu w kinach zaczęły się więc pojawiać zapowiedzi i plakaty informujące o nadchodzącym hicie. W ostatniej chwili datę premiery przesunięto jednak o rok. Po korytarzach działów filmowych nowojorskich redakcji krążyły plotki, jakoby Scorsese wykłóca się z Weinsteinem o ostateczną wersję filmu. Wersja reżyserska miała podobno trwać godzinę dłużej, z kolei producent chciał, aby film w końcowej formie był bardziej rozrywkowy. Ostatecznie panowie się jednak dogadali, a "Gangi Nowego Jorku" zgarnęły dziesięć nominacji do Oscara. Co prawda żadnej statuetki nie wygrały, ale na stałe wpisały się w filmowy krajobraz Wielkiego Jabłka. Ciekawa wydaje się być w tym kontekście także wieńcząca film panorama, ukazująca zmieniające się oblicze Nowego Jorku. W ostatnim kadrze znalazły się bowiem także wieże World Trade Center, mimo że film został ukończony już po tym, jak budynki zostały zniszczone podczas zamachów terrorystycznych z 11 września 2001 roku. Scorsese zdecydował się na takie, a nie inne zakończenie, ponieważ w jego zamyśle miał to być film o ludziach, którzy Nowy Jork budowali, a nie o tych, którzy próbowali go zniszczyć.
Fot. tytułowa: pictures.4ever.eu |
|
⏰ 9 grudnia 2016
Zobacz także:
|
|