Big Short - recenzja filmu
Kapitalizm jak bańka mydlana
Fizyka kwantowa, kobiety i współczesny rynek finansowy – to tylko kilka pozycji z listy rzeczy, których przeciętny człowiek nie potrafi zrozumieć. A jednak swoim najnowszym projektem Adam McKay udowadnia, że można stworzyć jasny oraz przejrzysty scenariusz demonstrujący kulisy kryzysu finansowego i co najważniejsze – nakręcić na jego podstawie dobry film. |
Adam McKay w amerykańskim środowisku filmowym znany jest przede wszystkim ze współpracy z Willem Farrelem, z którym założył komediowy portal "Funny or Die" oraz nakręcił serię średnio-śmiesznych komedyjek: "Legendę telewizji" i jej kontynuację, "Ricky'ego Bobby'ego: Demona Prędkości", "Braci przyrodnich" i "Policję zastępczą".
To właśnie podczas pracy nad "Policją..." McKay natknął się na książkę "Wielki szort. Mechanizm maszyny zagłady" autorstwa Michaela Lewisa. Był nią tak oczarowany, że postanowił nakręcić na jej podstawie film. Wraz z Charlesem Randolphem napisał scenariusz, zyskał wsparcie wielkiej wytwórni i zaprosił do współpracy gwiazdy pierwszej ligi. No i jestem w szoku, że to mówię (bo byłem święcie przekonany, że ten film strasznie mnie wynudzi), ale udała się McKayowi nie lada sztuka. Prób fabularnego wyjaśnienia kryzysu finansowego było już bowiem kilka, m.in.: "Margin call" i "Wall Street: Pieniądz nie śpi". Produkcje te zdecydowanie przerosły jednak swoich twórców, i choć ukazywały zakulisową wycieczkę w niedostępne pokoje biurowców Wall Street, nie miały w sobie wystarczającej duszy, charakteru i przystępności, aby porwać tłumy. "Big Short" wszystko to ma. MacKay stworzył energiczną, zabawną i wściekłą satyrę w stylu "Wilka z Wall Street" Martina Scorsese, w której czarnym charakterem staje się skomplikowany, przepełniony machlojkami i zafałszowaniami amerykański system finansowy, a główni bohaterowie dążą do jego obalenia.
Bo to właśnie za sprawą intrygujących postaci i fenomenalnego aktorstwa chłonie się ten film. Główni bohaterowie są nam przede wszystkim bliscy. Darzymy ich sympatią, bo są, tak jak my, outsiderami, z tym wyjątkiem, że pracują w branży. Mamy więc w tej skomplikowanej sieci zależności i układów kilku dobrych znajomych, którzy wiedzą co nieco o tym świecie i mogą nam go objaśnić. No a oprócz tego są różnorodni i ciężko ich jednoznacznie ocenić.
|
Bohater świetnego, przypominającego tutaj Patricka Batemana Christiana Bale'a, Michael Burry, jest specjalistą od odnajdywania wśród morza bankowych i giełdowych tabelek możliwości zarabiania. Jego miłością są liczby. Szuka więc wszędzie słabych punktów, aby potem je wykorzystać. Kiedy więc rozgryza wadliwy mechanizm działania rynku, wymyśla sposób zainkasowania sporej sumki. Problem w tym, że nikt mu nie chce uwierzyć. Pomysł przypadkowo podchwytuje jednak makler Jared Vennett (Ryan Gosling), którym kieruje żądza pieniądza i problemy w firmie. Nakłania więc do zainwestowania w pomysł Burry'ego pewnego menedżera funduszu inwestycyjnego, walczącego z systemem aktywistę Marka Bauma (fenomenalny Steve Carell).
I choć film wypełniony jest po brzegi ekonomicznym slangiem, a temat finansów należy do wyjątkowo skomplikowanych, historia opowiedziana jest z taką werwą, że trudno się od niej oderwać. Odklejona od rzeczywistości tragikomiczność służy tutaj ukazaniu konkretnych mechanizmów związanych z dosyć konkretną wiedzą o ekonomii, bankowości i rynkach finansowych. Paradoksalnie jednak film McKaya ogląda się jak solidne heist movie z dobrze naszkicowanymi portretami psychologicznymi i trzymającą w napięciu akcją.
Widz śledzi losy bohaterów i wchodzi z nimi w bardzo specyficzną relację zbudowaną poprzez quasi-dokumentalne zdjęcia Ackroyda (kamera znajduje się w rogach pomieszczeń, operator stosuje zoom zamiast zbliżeń i detali). Widz staje się bowiem tacy jak oni. Bo choć postacie są świadome, jakie konsekwencje będzie miał dla przeciętnych obywateli nadciągający kryzys, do samego końca patrzą na czubek własnego nosa. Wykonują swoją pracę, jak najlepiej potrafią – wyszukują ukryte pieniądze i szukają sposobu, aby je zdobyć. A widz im kibicuje. I choć nie chcą być w głównym nurcie, oczekując na koniec ustalonego porządku, akceptują reguły gry, aby osiągnąć własne cele. Tylko czy na koniec dnia da im to szczęście? Dla osoby, która nie odróżnia akcji od obligacji fabuła może stać się nieco zawiła i niejasna. Hermetyczny język zastosowany w filmie staje się narzędziem demaskowania powszechnego mamienia ludzi przez pracowników tego sektora rynku. Bo przecież tak właśnie działa machina – chce zrobić z ciebie głupka, żebyś nie zadawał pytań. Ale nie martwcie się, że nie zrozumiecie dialogów. Reżyser łamie czwartą ścianę i z pomocą głównych bohaterów, wspieranych przez gwiazdy show biznesu objaśnia skomplikowane zasady przeróżnymi popkulturowymi nawiązaniami (Selena Gomez i Margot Robbie tłumaczące podstawową terminologię i wieża z klocków Jenga odzwierciedlająca funkcjonowanie rynku nieruchomości). Reżyserowi udało się wiec stworzyć film o chciwości, absurdzie i wielkiej iluzji, jaką zdaje się być złożony świat finansjery. Ogląda się to przede wszystkim przyjemnie. McKay tworzy dzieło atrakcyjne, świetne wizualnie, z porządną, energetyczną ścieżką dźwiękową, która nie pozwoli popaść w czasie oglądania w marazm. I co najważniejsze – nawet średnio zorientowany widz ma po seansie przynajmniej ogólny zarys przyczyn ekonomicznego krachu. Ten film sprawi więc, że będziemy mądrzejsi i zajrzymy w rejony, których nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji zobaczyć.
|
Ocena:
BIG SHORT
Tytuł oryginalny: The Big Short
Reżyseria: Adam McKay
Obsada: Ryan Gosling, Christian Bale, Steve Carell, Brad Pitt, Hamish Linklater, John Magaro, Rafe Spall, Jeremy Strong
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
3 stycznia 2016
Zobacz także:
|
|