Brooklyn - recenzja filmu
Kopciuszek płynie za Ocean
"Brooklyn" Johna Crowleya ukazuje burzliwą historię kształtowania się Nowego Jorku poprzez wewnętrzne doświadczenia głównej bohaterki. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że sprowadza tę opowieść do bardzo rozrzedzonych i uproszczonych obrazków, które ozdabia barokowymi barwami i wypełnia stereotypowymi, papierowymi bohaterami bez duszy. |
Film skupia się na Ellis Lacey (Saoirse Ronan), która w Enniscorthy w Irlandii mieszka ze swoją siostrą (Fiona Glascott) oraz owdowiałą matką (Jane Brennan). Nieszczęśliwa młoda dziewczyna, która wolny czas spędza, dorabiając w małym sklepie spożywczym, kierowanym przez wyjątkowo wredną pannę Kelly, dzięki koneksjom miejscowego księdza, dostaje szansę wyemigrować do Stanów Zjednoczonych, aby tam odnaleźć szczęście. Na miejscu zamieszka w pensjonacie, którego mieszkanki zatrudniane są w brooklyńskim domu towarowym jako sprzedawczynie. Początkowa tęsknota za domem minie, gdy w życiu Ellis pojawi się mężczyzna, a wraz z nim pierwsza miłość i romantyczne uniesienia. Tony Fiorello (Emory Cohen), hydraulik włoskiego pochodzenia, wywróci życie głównej bohaterki do góry nogami, a dotychczasową nieśmiałość i niewinność Ellis zastąpi pewność siebie i uroczy błysk w oku.
Sytuacja skomplikuje się, kiedy tragedia rodzinna zmusi bohaterkę do powrotu do rodzinnego miasta. Tam spotka miejscowego chłopaka, Jima Farrella (Domhnall Gleeson), pochodzącego z głęboko zakorzenionej w miejscowej tradycji rodziny. Ellis będzie musiała podjąć decyzję...
Opowieść o irlandzkiej emigracji, wyzwaniach, szansach i trudnych decyzjach, które musieli podejmować przybysze z Zielonej Wyspy twórcy filmu bezczelnie zepchnęli na drugi, a nawet trzeci plan, wykorzystując brooklyńskie ulice jako pretekst do ukazania cukierkowych scenek miłosnych. Nie mówiąc już o tym, że tytułowej dzielnicy w filmie zupełnie brak charakteru, co szokuje tym bardziej, kiedy weźmie się pod uwagę czasy, w których dzieje się akcja filmu. Lata 50. XX wieku w nowojorskich dzielnicach naznaczone były przecież nie lada wrzawą i hałasem, a także (a nawet przede wszystkim) złożonością. To przecież wtedy narastały konflikty związane z różnorodnością pod względem etnicznym, religijnym i narodowościowym, a ledwo zabliźnione drugowojenne rany dawały o sobie znać coraz bardziej. Tymczasem tutaj otrzymujemy Nowy Jork wypłukany z wszelkich barw, a pozbawiony wieloznaczności "Brooklyn" staje się jedynie kolejnym telewizyjnym melodramatem na niedzielne popołudnie, a nie filmem, który jest nominowany do Oscara (!) w najważniejszej kategorii (!!!).
|
Podobnie rzecz tyczy się głównej bohaterki, która okazuje się być postacią zupełnie nudną i pozbawioną życia. Inteligentna, zdolna, ciekawa świata Eilis przybywa do Nowego Jorku z głową pełną opowieści i mitów, którymi była karmiona przez całe swoje jeszcze młode przecież życie, a po przyjeździe, w końcu otoczona rzeczywistymi budynkami i miejscami, o których z taką pasją słuchała w rodzinnym miasteczku, zupełnie się nimi nie interesuje. Nie doświadcza niczego. Mieszka, pracuje, uczy się – żyje (!) – ograniczając się tylko do jednego miejsca. Zostaje przedstawiona przez twórców jako nie dająca się zapisać biała kartka, która do końca swoich dni pozostanie naiwną, nieświadomą siebie kobietą, której ambicje nigdy nie zostaną zaspokojone ze względu na strach przed wyskoczeniem z klatki banalnej egzystencji. W tym film Crowleya przegrywa nawet z zaskakująco słabym "Carol", opowiadającym o tych samych czasach. Tam chociaż lud pracujący, choć za dnia ciężko harował na życie, w nocy ruszał w piękne, ale i mroczne, zbudowane solidarnością, ale i różnorodnością miasto z niczym nieskrępowaną energią. Zdaje się, że już melodramaty produkowane na początku lat pięćdziesiątych oferowały więcej smaku i szczegółów, a także autentycznego życia miasta splątanego pajęczyną społecznych relacji, aniżeli "Brooklyn". Crowley woli bowiem w ciasnych kadrach skupiać się bardziej na emocjach wymalowanych na twarzach bohaterów, zupełnie zapominając o tym, co dzieje się za ich plecami. A dzieje się naprawdę sporo. "Brooklyn" Crowleya i Hornby'ego więcej ma więc wspólnego z poetyką baśni, aniżeli z brudną rzeczywistością lat 50. XX wieku. Jest Kopciuszek, jest książę (a nawet dwóch), jest zła wiedźma. Nawet Brooklyn jest jakoś bardziej szczęśliwy, a irlandzka prowincja bardziej sielska. Szkoda tylko, że reżyser, przeskakując z jednego schematu na drugi, nie odmalowuje na nich artystycznej kreski, skazując nas na mało przyjemne déjà vu, które raz po raz będziemy przeżywali podczas seansu.
Ocena:
|
BROOKLYN (2015)
Tytuł oryginalny: Brooklyn
Reżyseria: John Crowley
Obsada: Saoirse Ronan, Emory Cohen, Domhnall Gleeson, Jim Broadbent, Julie Walters, Eve Macklin, Jessica Paré, Jane Brennan, Brid Brennan, Fiona Glascott
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
23 lutego 2016
Zobacz także:
|
|