Neill Blomkamp ma w swoim dorobku zaledwie trzy pełnometrażowe filmy i choć jego dziełom za każdym razem brakuje czegoś, co pozwalałoby uznać je za fantastyczne, to 35-latek wyrasta na jednego z najbardziej intrygujących twórców młodego pokolenia. Pochodzący z RPA reżyser tym razem stał się jednak ofiarą stylu, którym kilka lat temu za sprawą solidnego "Dystryktu 9" się podpisał. |
Dzieła Blomkampa wyróżnia nie tylko spektakularność i bogactwo efektów specjalnych, ale przede wszystkim dogłębność świata przedstawionego. Socjologiczny charakter filmów południowoafrykańskiego reżysera zawsze wybrzmiewał w jego twórczości. Oto tytułowy Dystrykt 9 był przecież bardzo wyraźną analogią do zjawiska apartheidu i slumsów afrykańskich, gdzie mieszkańcy traktowani są jako podludzie. Los Angeles z "Elizjum" przypominał z kolei brazylijskie fawele, czyli przeludnione, obskurne dzielnice biedy, w której dominują lokalni gangsterzy. W "Chappiem" wracamy do Johannesburga, w którym podobnie jak w słynnym "Dystrykcie 9" jedyne co zobaczymy dookoła to brud i ubóstwo. Tym razem jednak nie otrzymujemy tak wyrazistego podziału na biednych i bogatych. I to, co w dwóch poprzednich filmach było wizytówką Blomkampa, tutaj ulega zatarciu. Tym razem reżyser postanawia położyć nacisk na jednostkę. A ta w jego filmach zawsze poszukuje – odpowiedzi, akceptacji, równości, swojego miejsca w społeczeństwie. To właśnie tutaj pojawia się nasz bohater. Rodzi się w czasach, kiedy w brutalnym świecie policja i wojsko do tłumienia zamieszek i walki z gangsterami używa robotów do zadań specjalnych. Ich twórcą jest młody inżynier Deon Wilson, który za nadrzędny cel uznaje stworzenie sztucznej inteligencji. Efektem jego eksperymentów jest właśnie Chappie –android, który niewiele różni się od ludzi. Tak jak my, jest czystą niezapisaną kartą i od początku swojego istnienia poznaje świat i ciągle się go uczy. Jest jak dziecko i tak jak ono odkrywa środowisko oczyma swoich opiekunów. Kiedy więc przypadkowo dostanie się w ręce gangsterów, poczciwy, budzący sympatię robot, nie do końca świadomy wyrządzania zła, zostanie poddany brutalnej manipulacji i będzie musiał zawalczyć o swoje "człowieczeństwo". Blomkamp nie potrafi się zdecydować, czy kręci bajkę dla dzieci, czy film dla dorosłych. "Chappie" zostaje powołany do życia niczym Pinokio i jest jak Brzydkie Kaczątko typem wyrzutka szukającego swojego miejsca w społeczności. Jednak tę baśń o szukającym tożsamości androidzie, zakłóca przejście w drugiej połowie filmu w typowy akcyjniak - niedopowiedzenia zastępuje tutaj krwawa jatka, rozrywanie ciał, rzucanie korpusów o betonowe ściany i irytująca ruchoma kamera. Przez to wahanie i niepewność cała historia traci swój ogromny potencjał. Pytania o człowieczeństwo maszyny jako wytworu ludzkiego umysłu, pragnienie bawienia się człowieka w Boga, poznanie Jego mocy i świadomości zatraca swój sens, bo podane zostaje w formie komedyjki. Reżyser, wybierając formę kina familijnego (którym notabene nie jest, bo otrzymał kategorię wiekową R, co oznacza, że jest dozwolony od 15 lat), naraził się na zgrzyty wynikające z charakterystycznej dla tego gatunku naiwności. Interesujące, wyraźne kreacje Matki, Ojca i Twórcy, a także sporo biblijnych odniesień (chociażby imię inżyniera, który stworzył naszego bohatera - Deon) koniec końców sprowadzają się do mało śmiesznych żartów sytuacyjnych. Wrażenie naiwności podsyca także gra aktorska. Każda postać w tym filmie jest jednoznaczna, jasno określona. Do współpracy, reżyser zaprosił inny towar eksportowy swojego kraju, czyli grupę Die Antwoord. I to, że członkowie tego zespołu nie są profesjonalnymi aktorami widać bardzo wyraźnie. A jeszcze bardziej słychać. I nie chodzi tu wyłącznie o dialogi, a o fakt, że "Chappie" miejscami przypomina ich nowy teledysk – pełen jest ich muzyki i charakterystycznej dla nich ekspresji. Na drugim planie pojawia się między innymi Hugh Jackman – jego postać nosiła znamiona wielowymiarowej. Jednak sposób, w jaki została wykorzystana i jak kończy, woła o pomstę do nieba. Z całego filmu bardzo ciekawe okazują się dwa momenty. Pierwszy, kiedy nagle zdajemy sobie sprawę, że sztuczna inteligencja w rzeczywistości jest niedoskonała. Chappie choć zyskał samoświadomość, nie potrafi jej wykorzystać. Jedyne, co robi, to kopiuje zachowania innych. Nie ocenia, przez co staje się podatnym na manipulację idealnym narzędziem. A miał być przecież stworzeniem niezależnym od nikogo. Drugim momentem jest bardzo czytelne nawiązanie do innego dzieła wprost z RPA, a mianowicie do "Tsotsi". Jest bowiem w filmie Blomkampa taka scena, kiedy pobity przez bezdomnych Chappie, siedzi na jednym z pagórków, z którego widać przerażająco piękny zurbanizowany Johannesburg. Wtedy, podobnie jak bohater "Tsotsiego", rozmyśla nad swoim dalszym życiem, nad zmianą dotychczasowego postępowania. W tym momencie, jedyną rzeczą, jaką pragną bohaterowie, jest odnalezienie miejsca na ziemi, gdzie mogli by w spokoju egzystować, bez żadnych zmartwień. Najnowsze dzieło Neilla Blomkampa jest najsłabszym z jego dotychczasowego dorobku. Do "Elizjum" sporo zabrakło, a sztandarowy "Dystrykt 9" - wizytówka reżysera - pozostał na swoim miejscu, daleko pośród gwiazd. Czyżby jego debiutancki film był zatem jednorazowym przebłyskiem? Dajcie znać, co o tym sądzicie w komentarzach.
|
Ocena:
CHAPPIE (2015)
Tytuł oryginalny: Chappie
Reżyseria: Neill Blomkamp
Obsada: Sharlto Copley, Dev Patel, Ninja, Yo-Landi Visser, Jose Pablo Cantillo, Hugh Jackman, Sigourney Weaver
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
Zobacz także:
| |