Oscary 2016
Kategoria: Najlepszy film nieanglojęcyczny
Oscar dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego jest raczej przesądzony. Statuetkę zgarnie "Syn Szawła" – obraz opowiadający o Holokauście, ale opowiadający o nim w sposób inny, zrywający z wszelkimi schematami, bez taniego sentymentalizmu i rozbuchanego efekciarstwa. Warto jednak przyjrzeć się pozostałym kandydatom – a nuż zdarzy się niespodzianka? |
Oprócz "Syna Szawła" o Oscara w tej kategorii powalczy jordańskie kino przygodowe "Theeb", a także znakomity turecko-francuski "Mustang" Deniz Gamze Ergüven opowiadający o pięciu siostrach dorastających w prowincjonalnej, konserwatywnej obyczajowo Turcji, który niespodziewanie przegrał batalię o Cezara ("francuskie Oscary") dla najlepszego filmu z "Fatimą" Philippe'a Faucona. Jest jeszcze duńskie "Krigen" o dowódcy oddziału, który po powrocie z Afganistanu musi zmierzyć się z wojennymi traumami, a także kolumbijskie "W objęciach węża" – historia relacji pomiędzy amazońskim szamanem i dwoma naukowcami, którzy szukają tajemniczej, leczniczej rośliny. Dwóch ostatnich pozycji niestety nie udało mi się jeszcze zobaczyć, ale wiem, że na dniach mają pojawić się w telewizji, są więc duże szanse na to, że ukaże się jakaś aktualizacja.
Wszystkie recenzje filmów nominowanych znajdziesz tutaj, w specjalnej oscarowej zakładce.
Theeb
reż. Naji Abu Nowar, Jordan
Pierwsza wojna światowa, pustynna prowincja Hijaz Imperium Osmańskiego. Theeb, mały Beduin, mieszka wraz z członkami swojego plemienia na terenie pustynnej doliny. Po śmierci ojca, jego wychowaniem zajmują się starsi bracia. Pewnego dnia jeden z nich, Hussein, podejmie się zadania przeprowadzenia przez odludzie brytyjskiego oficera. Chłopiec w tajemnicy przed wszystkimi dogania karawanę i mimo protestów żołnierza i jego towarzysza, kontynuuje z nimi wędrówkę. Podczas jednego z postojów bohaterowie zostają zaatakowani przez grupę miejscowych bandytów. Koniec końców z życiem ujdzie tylko Theeb i jeden z bandziorów. Wzajemną wrogość i nienawiść skomplikuje fakt, że aby przetrwać ciężkie, pustynne warunki, będą potrzebować siebie nawzajem.
Naji Abu Nowar prezentuje widzowi prostą historię przygodową, którą łączy wątkami inicjacji w dorosłość. Jak można się bowiem domyślić, cała wyprawa okaże się dla małego bohatera przyspieszoną lekcją dorastania, a ranny przeciwnik stanie się kimś w rodzaju ojca, mentora. Wiemy też, że Theeb prawdopodobnie w jakiś sposób skończy z krwią na rękach, sygnalizując tym samym utratę niewinności oraz oficjalne wejście do krwawego i brutalnego świata mężczyzn. Przepełniony niepewnością i podejrzliwością rozejm pomiędzy drapieżnikiem a ofiarą stanowiący serce historii Abu Nowara okazałby się pewnie całkiem zjadliwym pomysłem, gdyby nie fakt, że ta niejednoznaczna relacja zaczyna się zdecydowanie za późno, po ponad dwóch trzecich filmu. Reżyserowi po prostu zabrakło czasu na pogłębienie charakterów i uzasadnienie ich decyzji, przez co w ostatnich minutach dwoi się i troi, aby dać widzowi jako takie odpowiedzi.
Syn Szawła
reż. László Nemes, Węgry
38-letni debiutant, László Nemes, przedstawia kilkadziesiąt godzin z życia Szawła Ausländera, który w nazistowskim obozie zagłady Auschwitz-Birkenau jest członkiem Sonderkommando – oddziału żydowskich więźniów, którzy asystowali nazistom przy wielkiej machinie Zagłady – prowadzili ludzi do komór gazowych, obsługiwali krematoria.
W obozie cały czas coś dzieje, nie ma chwili wytchnienia, odpoczynku, zastanowienia. Jak trybiki w maszynie członkowie Sonderkommando dają się ponieść chwili, sytuacji, która ich prowadzi. Widz staje się tego częścią, jakby na jeden dzień przenosi się w rzeczywistość Auschwitz. Rzeczywistość charakterystyczną koszmarowi. A tam, zwłaszcza na początku, dobrze widzimy jedynie twarz Szawła, reszta jest nieostra. To, co się dzieje wokół niego, dostrzegamy jakby kątem oka, pozbawione wyrazu, zamazane. Nie ma czasu na przyglądanie się, zastanowienie, zadawanie pytań. To samo robi Szaweł. Bez słów, spokojnie i sumiennie wykonuje swoją pracę. Prowadzi nowych więźniów do szatni, pomaga staruszkom się rozebrać, kieruje gotowych do komór. Wszystko to wykonuje niczym robot, bez mrugnięcia okiem, najmniejszego grymasu twarzy. Jakby nie żył, nie myślał, nie zastanawiał się, nie czuł. Dopiero w momencie, kiedy zobaczy ciało jednego z zabitych chłopców z transportu, znajdzie nowy cel w swoim nic już nie znaczącym życiu. Nagle swego rodzaju naturalna obojętność, uległość wobec systemu odejdzie, a zastąpi ją niemy protest – Szaweł będzie chciał bowiem chłopca pochować. Z godnością, z modlitwami, przy obecności rabina. "Zawiodłeś żywych dla martwych" – powie Szawłowi w pewnym momencie współwięzień. Ale to do nas będzie należała ostateczna ocena bohatera i jego poczynań. Reżyser nie wywołuje emocji. Nikt nie uroni tutaj ani jednej łzy. Dotychczasowy, typowy dla fabuł o Holokauście rozmach, efektywność i sentymentalizm Nemes zamienia na pozbawioną symboliki realistyczną opowieść (niemalże dokument) o gatunku ludzkim, który potrafi dostosować się do niemal każdych warunków. Ta osobista wędrówka, jaką każdy widz odbywa wraz z Szawłem, ma nam pomóc zrozumieć śmierć sześciu milionów ludzkich istnień.
Mustang
reż. Deniz Gamze Ergüven, Francja
Mustangi to rasa dzikich koni, żyjących przez długie lata na wolności w niewielkich stadach, które choć pod ochroną, sukcesywnie padają ofiarą farmerów i hodowców bydła. Już samo słowo mustang wiele nam mówi pod względem etymologicznym. Pochodzi ono od hiszpańskiego mesteno, co oznacza bez właściciela. Konie te stały się więc symbolem niczym nieograniczonej wolności i pozbawionego nakazów życia.
O wolności opowiada właśnie debiut Deniz Gamze Ergüven. Jej kamera śledzi bowiem piątkę dorastających dziewczyn, które pod opieką wuja i babci wkraczają w dorosłość w konserwatywnej prowincji Turcji. Pierwszy dzień wakacji siostry spontanicznie świętują, niewinnie flirtując z kolegami. Dla mieszkańców małej wioski ich wygłupy okazują się być jednak zbyt frywolne. Wybucha lokalny skandal, którego konsekwencją jest stopniowe odizolowywanie dziewczynek od świata zewnętrznego. Z dnia na dzień dom zamienia się w więzienie, a rodzina postanawia jak najszybciej wydać je za mąż, decydując o wyborze narzeczonych bez ich wiedzy. Z dzieła Ergüven wyłania się obraz tureckiej prowincji naznaczonej kulturą patriarchalną i obyczajowością muzułmańską. Nic dziwnego, że ciężko jest dorastać w tym regionie nastoletnim dziewczynom, które z jednej strony wchodzą w dorosłość zapatrzone w liberalne społeczeństwa Zachodu, a z drugiej otoczone są ortodoksyjnymi opiekunami, którzy kierują się radykalizmem religijnym i arbitralnymi tradycjami. "Mustang" to więc portret tłamszenia nie tylko kobiecej seksualności, ale także wszelkich przejawów indywidualności. To jednak rzadki przykład kina, które unika banałów i generalizacji, a zaangażowanie nie wpływa na zdrowy osąd sytuacji. Reżyserka za pomocą ujęć beztroskich, pełnych energii zabaw dziewczynek tworzy obraz stopniowego umierania młodości. Każda z dziewczyn inaczej bowiem podejdzie do pojęcia wolności i inaczej zareaguje na liczne opresje ze strony bliskich i tradycji. Różnie więc potoczą się ich losy. A ciąg dalszy historii dopisało życie – film zrealizowany przez Turczynkę, z udziałem tureckich aktorów, nakręcony w tureckich plenerach, do wszelakich nagród został zgłoszony jako... film francuski. Znamienne.
Spodobał Ci się tekst? Podziel się nim ze znajomymi i polub stronę bloga na Facebooku, żeby być bliżej tego, co dzieje się w mojej głowie. Koniecznie daj znać, co sądzisz o filmach w komentarzu pod wpisem lub na Twitterze czy Facebooku.
|
28 lutego 2015
Zobacz także:
|
|