Legion samobójców - recenzja filmu
Zło złem zwyciężaj
"Legion samobójców" to średnio udane – choć nie pozbawione kilku zalet – wakacyjne filmidło do obejrzenia i zapomnienia. Myli się więc ten, kto dopatruje się w produkcji Davida Ayera wyższych celów, oczekuje rewolucji czy ustawiania innych po kątach. |
Z niepokojem David Ayer musiał obserwować nie tak dawną klęskę Zacka Snydera i jego "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości". Po masakrze, jaką urządzili filmowi nie tylko krytycy, ale i fani, oczy wszystkich zwróciły się ku nowo powstającej produkcji o grupie zakapiorów, którzy w zamian za skrócenie wyroków walczą ze złem (nie z) tego świata. I nagle z komiksowej niszy, fanaberyjki ledwie, jaką miał być "Legion samobójców", zrobiono jeszcze przed premierą film przełomowy, który miał zaprowadzić nowy porządek na filmowym rynku. Nie pomógł w tym także marvelowski "Deadpool", który pomimo kategorii R i mocnych, choć niezbyt wybrednych żartów pokazał, że małe projekciki, sytuujące się gdzieś na granicy komiksowych światów, mają rację bytu i jest na nie całkiem niezły popyt. Oczekiwano więc po filmie Ayera istnych fajerwerków, rewelacyjnych recenzji, aktywizacji milionów fanów, w końcu – zrywu, który miał pokazać, że połączone siły DC i Warner Bros. stać na stworzenie dzieła pokroju Nolanowskiej trylogii o Batmanie.
Niestety. Brak jasno określonej ścieżki rozwoju uniwersum i nieustanna zmiana priorytetów w wyżej wymienionych studiach wpłynęła znacząco na film. Gotowa produkcja Ayera nie spełniła oczekiwań wielkich filmowego świata i zdecydowano się na poprawki. I tę ingerencję w materiał reżysera "Furii" widać jak na dłoni. Niektóre co prawda wychodzą filmowi na dobre (chociażby zmiana kolorystyki na bardziej psychodeliczną), inne jednak powodują tylko zbędne zamieszanie, dezorientację i sprawiają, że film jest bardzo niespójny.
A trzeba przyznać, że "Legion samobójców" dostarcza rozrywki tylko ze względu na bohaterów. Tylko. W długiej, choć dynamiczniej oraz bardzo interesującej ekspozycji poznajemy kolejnych popaprańców. Na całe szczęście reżyserowi udało się stworzyć z grupy indywidualności, po których można spodziewać się dosłownie wszystkiego, ciekawą bandę, w której wymiany zdań są cięte, a one-linery całkiem zabawne. Na przód tej sztafety wysuwa się jednak Margot Robbie, która jako Harley Quinn zagarnia całe przedstawienie dla siebie, kiedy tylko pojawi się na ekranie. |
Co ciekawe, najwięcej przyjemności sprawiło mi jednak oglądanie postaci, których nie tylko nie znałem, ale których przede wszystkim przed seansem spisywałem na straty. Biję się teraz w piersi, bo okazało się, że Jai Courtney w końcu zagrał dobrą rolę. Jego australijski oblech Captian Boomerang to comic relief, którego ten film potrzebował. Niekwestionowanym wygranym "Legionu..." jest jednak dla mnie El Diablo (Jay Hernandez). Gość, po którym nie spodziewałem się wiele, został nakreślony w filmie najlepiej z całej tej zgrai.
Ale im dalej w leżące w gruzach miasto, tym bardziej paczka zdaje się tracić energię, a Ayer – nomen omen – grunt pod nogami. Od połowy filmu fabuła bowiem staje się pretekstowa i szczątkowa, a niektóre wydarzenia nudne, wypłukane z dynamizmu, pełne klisz i schematów, a przede wszystkim pozbawione fabularnego uzasadnienia. Z czasem w wesołej paczce kwas przestaje buzować i okazuje się, że – prócz Quinn i Jokera – cała reszta to potulne baranki, a nie czarne owce w stadzie. I nie pomoże temu nawet wypicie drinka w gronie znajomych na kilka minut przed końcem świata (a to obowiązkowo musi odbywać się za pomocą jaskrawego promienia wystrzelonego w kosmos). A właśnie! Największe cęgi Ayer (także autor scenariusza, który napisał w sześć tygodni – jak miało wyjść z tego coś porządnego? – pytam się) powinien zebrać przede wszystkim za głównego antagonistę. Nie będę zdradzać, kim jest, żeby nie zepsuć Wam niespodzianki, ale powiem tylko, że to jeden wielgachny ziew i nuda, jakiej kino nie widziało. A nie, czekajcie... Podobnie było przecież w "Warcrafcie". Nie spodziewałem się wiele po tym filmie, to i dużo się nie zawiodłem. "Legion samobójców" wydaje się być bowiem taki jak jego ścieżka dźwiękowa. Może i jest efektowny, może i nawet przyjemnie się go słucha, ale dużo bardziej przypomina przypadkowy zbiór hitów rodem ze składanki Bravo Hits, poskładany przypadkowo i bez namysłu, aniżeli pierwszorzędny krążek, który chce się słuchać i słuchać. Ile jeszcze kasy studia będą chciały w komiksowy projekt pod nazwą DC pakować, tego nie wie nikt. Najważniejsze wydaje się być jednak pytanie, ile jeszcze fani komiksów i kina superbohaterskiego są w stanie wytrzymać...
Ocena:
|
LEGION SAMOBÓJCÓW (2016)
Tytuł oryginalny: Suicide Squad
Reżyseria: David Ayer
Obsada: Jared Leto, Margot Robbie, Cara Delevingne, Will Smith, Joel Kinnaman, Jai Courtney, Viola Davis, Jay Hernandez
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
Zobacz także:
|
|