Chaos kontrolowany
Twórcy "Steve'a Jobsa" podjęli się bardzo trudnego zadania przedstawienia sylwetki człowieka, który nie tylko budził wiele kontrowersji, ale stał się niemal popkulturowym bytem. I choć wyszło im całkiem solidnie, to jednak zabrakło temu wszystkiemu jakiegoś charakteru, wyrazistości.
|
Reżyser filmu, Danny Boyle, we współpracy ze scenarzystą, Aaronem Sorkinem, nie chcieli powtarzać błędu swoich kolegów sprzed dwóch lat (kiedy to Joshua Michael Stern i Ashton Kutcher zaliczyli jedną z największych biograficznych katastrof w historii), zrezygnowali ze schematycznej, do bólu przewidywalnej biografii i postanowili przedstawić historię Steve'a Jobsa przez pryzmat przygotowywania trzech najważniejszych konferencji do wprowadzanych przez niego produktów: Macintosha, NeXTa oraz iMaca. Przyjęcie takiej konwencji okazało się być bardzo intrygujące i nieszablonowe, ale odkryło też przed widzem kilka słabości.
Z jednej strony genialnie zbudowało fascynującą postać geniusza, który wzbudzał tyle samo pozytywnych, co negatywnych emocji. Formuła zastosowana przez reżysera "127 godzin" przypomina konwencją zeszłorocznego "Birdmana" i jego podróżowanie przez zakamarki broadwayowskiego teatru. Tutaj Boyle także daje widzowi niemal teatralną wersję życia ekscentrycznego geniusza i pozwala nam oglądać ją zza kulis. Do kluczowych prezentacji zostają ostatnie minuty, a Jobs błąka się po korytarzach centrów kongresowych i to właśnie wtedy rozgrywają się najważniejsze wydarzenia w jego życiu. To wtedy odbywają się najtrudniejsze rozmowy ze współpracownikami oraz "bliskimi", to wtedy padają najcięższe słowa, których nie będzie można już cofnąć. Oczywiście takie rozwiązanie formalne trzeba przyjąć na zasadzie umowności i cieszyć się tym intrygującym spektaklem, trudno bowiem, żeby naprawdę wszystkie decydujące wydarzenia miały miejsce na moment przed wielkimi prezentacjami.
Z drugiej jednak strony umowne ukazanie życia za pomocą trzech aktów, a co za tym idzie, konieczność wybrania najważniejszych fragmentów z biografii może sprawić, że osoba niewtajemniczona w życie i działalność Steve'a Jobsa będzie mieć drobne problemy z poukładaniem tego wszystkiego, co dzieje się na ekranie i, analogicznie, działo się w życiu prezesa Apple. Zwłaszcza, ze twórcy starają się uzupełnić ten brak wiedzy widza różnymi retrospekcjami z bliższej lub dalszej przeszłości, co często, choć solidnie zmontowane, sprawia wrażenie wplecionego na siłę. "Steve Jobs" to jednak przede wszystkim popis kunsztu Aarona Sorkina i jego celnych, ciętych dialogów, które mogliśmy podziwiać już w przypadku "Social Network", historii Marka Zuckerberga – założyciela Facebooka. Każde słowo, każde zdanie, każda zastosowana pauza trafia tutaj w samo sedno i napędza całą akcję. Sorkin zdaje sobie sprawę z tego, że do stworzenia biografii medialnych gigantów już nie wystarczy posługiwać się szablonami. U niego będą liczyć się prostota środków i dopracowanie szczegółów. Nie bez znaczenia jest też tutaj Michael Fassbender, który świetnie odnalazł się w tytułowej roli, choć trzeba przyznać, że jego "charakterystyczność" utrudnia nieco odbiór jego jako Jobsa. Pomaga natomiast w postrzeganiu go jako every-mana. Fassbender idealnie odgrywa jobsowską ekscentryczność, buntowniczość i nutę szaleństwa. Obserwujemy Steve'a walczącego ze współpracownikami (świetne role Jeffa Danielsa, Michaela Stuhlbarga i Setha Rogena), szukającego zrozumienia w oczach swojej przyjaciółki, pochodzącej z Polski Joanny Hoffman (kapitalna Kate Winslet), jak i starającego się zrozumieć pojęcie ojcostwa i własne, głęboko skrywane lęki. Każdy akt "Steve'a Jobsa" filmowany jest na innej taśmie – od kultowej 16mm, przez 35mm, aż po HDV. Każdy fragment odsłania kolejne warstwy z maski, jaką wykreował dla siebie Jobs. Każdy ukazuje zmieniający się świat. I choć daleki jestem od uwielbienia dla tego filmu, zaintrygował mnie i okazał się całkiem solidną nie-do-końca biografią z cudownym teatralnym zacięciem. Niestety jest tu też trochę patetyczności, górnolotnych słów, a także kilka zgrzytających scen, które sprawiają, że dla mnie, film wydaje się być dziełem tylko na raz. Nie zmienia to faktu, że siła malutkich niuansów zebranych w pozornym chaosie pozwala nazwać "Steve'a Jobsa" mianem pozytywnego zaskoczenia.
|
Ocena:
STEVE JOBS (2015)
Tytuł oryginalny: Steve Jobs
Reżyseria: Danny Boyle
Obsada: Michael Fassbender, Kate Winslet, Seth Rogen, Jeff Daniels, Michael Stuhlbarg
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
Zobacz także:
|
|