"Mów mi Vincent" mimo iż został oparty na dość prostym, typowym schemacie jest filmem ciepłym i odrobinę szalonym. Śmieszy, wzrusza i zmusza do myślenia, jednak dobrze ogląda się go przede wszystkim ze względu na fenomenalne role dwójki głównych aktorów - Billa Murraya i Jaedena Lieberhera. |
Życie Vincenta (Bill Murray) upływa pod znakiem hazardu, imprez zakrapianych alkoholem i randek z rosyjską prostytutką Daką (Naomi Watts). Znikające w zastraszającym tempie dolary zmuszają jednak głównego bohatera do znalezienia sobie pracy. Szczęście w nieszczęściu, do domu obok wprowadza się Meggie (Melissa McCarthy) z synem Oliverem (Jaeden Lieberher). Wiecznie spłukany Vin, korzystając z okazji, że sąsiadka pracuje do późna, postanawia za opłatą zostać opiekunem dwunastolatka. "Mów mi Vincent" to nic innego jak historia nietypowej przyjaźni 12-letniego chłopca i jego podstarzałego sąsiada. Na pierwszy rzut oka debiut Melfiego nie jest zbyt oryginalny. Można powiedzieć nawet, że jest to już temat ograny i poruszany w wielu filmach. Trzeba jednak przyznać, że gdzieś na drugim planie, niesie z dużą dozą sentymentalizmu głębsze przesłanie. I ta refleksja zaszyfrowana jest już w oryginalnym tytule. Film Melfiego opowiada bowiem o świętości, o poszukaniu jej wśród zwykłych ludzi i o próbie zdefiniowania, co w dzisiejszych czasach oznacza bycie świętym. Stąd tytuł - "St. Vincent", który w Polsce, najprawdopodobniej z obawy przed zaszufladkowaniem, został zmieniony. Tymczasem dostajemy tutaj uniwersalną opowieść o biednych, pokiereszowanych przez życie Amerykanach. I to zarówno tych dorosłych, jak i młodych. O ich skomplikowanych wzajemnych relacjach i próbie odnalezienia szczęścia. Nie ma tutaj ucieleśnienia amerykańskiego snu. Film staje się pewnego rodzaju przypowieścią, która poprzez przeniesienie do współczesności, staje się bardziej przyswajalna, bardziej aktualna. Rewelacyjny w swojej roli jest największy luzak w Hollywood - 64-letni Bill Murray. Jego Vincent to człowiek z jednej strony odczuwający głęboką niechęć do innych, z drugiej natomiast osoba szalenie wrażliwa i opiekuńcza. To ciężkie życiowe doświadczenia sprawiły, że troskliwy i radosny Vincent przeobraził się w znudzonego życiem, egoistycznego i ekscentrycznego gbura. Sposób, w jaki główny bohater przekazuje uwagi dotyczące życia są nie tylko niewymuszone, prostolinijne, śmieszne i wzruszające, ale także potwierdzają, że Bill Murray pasuje do tej roli wyśmienicie. Bardzo dobry występ zalicza także debiutujący na ekranie Jaeden Lieberher w roli Olivera. Dwunastolatek ma w sobie pewnego rodzaju naturalność i lekkość. Idealnie ukazuje chłopca, który mimo iż jest mądry i stara się zrozumieć to, co wokół niego się dzieje, wciąż jest tylko dzieckiem, które potrzebuje opieki, miłości i zainteresowania. Całkiem nieźle radzi sobie także Melissa McCarthy w roli ciężko pracującej matki Olivera, no i Naomi Watts w roli rosyjskiej emigrantki. Cała historia raczej nie zaskakuje i nie ma niespodziewanych zwrotów akcji, jednak ogląda się ją na prawdę bardzo przyjemnie - zwłaszcza sceny z Billem Murrayem. Dwie nominacje do Złotych Globów i wygrana w kategorii nagroda publiczności na festiwalu w Toronto świadczą również o tym, że pomimo oklepanego tematu, jest w tym filmie coś urzekającego i wyjątkowego. "Mów mi Vincent" to film bezpretensjonalny, błyskotliwy, lekki i naturalny. Nie ma w nim nic sztucznego. Po prostu. |
Ocena:
MÓW MI VINCENT (2014)
Tytuł oryginalny: St. Vincent
Reżyseria: Theodore Melfi
Obsada: Bill Murray, Jaden Lieberher, Melissa McCarthy, Naomi Watts
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
Zobacz także:
| |