Wstrząs - recenzja filmu
Ulubieńcy Boga
Pod wieloma względami "Wstrząs" przypomina "Spotlight". Ze względu na tematykę oraz trochę inne środki wyrazu siła oddziaływania najnowszego filmu Petera Landesmana będzie jednak zdecydowanie słabsza aniżeli tegorocznego zwycięzcy Oscara dla najlepszego filmu. |
Peter Landesman tworzy filmy nie tylko nierozerwalnie związane ze współczesną historią Stanów Zjednoczonych, ale także przypominające niejako pierwszookładkowe artykuły z tamtejszych gazet. Bo i takowymi bardzo często były. W swojej filmowej karierze Landesman – były dziennikarz "New York Timesa" i "New Yorkera" – stworzył cały szereg scenariuszy wywodzących się z dziennikarskiego świata – od filmu "Wyrok za prawdę" o Garym Webbie – reporterze pracującym dla "San Jose Mercury News", który ujawnił powiązania CIA z organizacją przemycającą kokainę z Nikaragui do Kalifornii, aż po adaptację "Parklandu" – książki Vincenta Bugliosiego o chaotycznych wydarzeniach, które miały miejsce w szpitalu w Dallas, kiedy zamordowano prezydenta USA Johna F. Kennedy'ego. Scenariusz jego najnowszego "Wstrząsu" także powstał na podstawie artykułu, opublikowanego z kolei w 2009 roku w magazynie "GQ".
Podobnie jak McCarthy w "Spotlight", Landesman wychodzi od małego, pozornie nic nie znaczącego wydarzenia, lokalnego problemu, który z biegiem czasu odsłania skandal o charakterze ogólnokrajowym ("Spotlight" sięga nawet dalej – w planszach wieńczących film pokazuje afery pedofilskie w kościele katolickim na całym świecie). I tak jak McCarthy zderza rozgrywające się na ekranie wydarzenia z całą masą ujęć, ukazujących Boston jako miejsce nierozerwalnie związane z Kościołem, tak we "Wstrząsie" Landesman działania głównego bohatera kontrastuje z kadrami wypełnionymi potężnymi stadionami, które mają tylko potwierdzić, że Ameryka futbolem stoi.
Ale po kolei. Pochodzący z Nigerii neuropatolog Bennet Omalu (Will Smith), na co dzień pracujący jako miejski koroner w Pittsburghu, dostaje do analizy ciało pięćdziesięcioletniego Mike'a Webstera (David Morse), emerytowanego gwiazdora NFL, który przed śmiercią wydawał się postradać zmysły – miał skłonności to samookaleczania, bywał agresywny, miewał omamy. Ku zdziwieniu bohatera, wstępna sekcja zwłok nie wykazała jednak żadnych zmian w mózgu. Perfekcyjny i do bólu dociekliwy doktor Omalu zleca więc serię laboratoryjnych badań, dzięki którym odkrywa, że (wbrew specjalistom zatrudnianym przez kluby NFL, wstrząsy, jakim przez lata kariery ulegają głowy graczy, powodują nieodwracalne zmiany w strukturze ich tkanki nerwowej, powodując depresję, agresję, a w konsekwencji często prowadzą do samobójstwa. Oczywiście zatrudnieni przez amerykańską ligę futbolu prawnicy, lekarze, specjaliści od promocji, a nawet zwykli kibice robią wszystko, aby tę dobrze prosperującą machinę pozostawić w spokoju. Ameryka nie może zrozumieć, jak nigeryjski imigrant może kalać ich sport narodowy. |
"Wstrząs" staje się więc przykładem filmu, który widzieliśmy już dziesiątki razy. Typowo amerykańska przypowieść o walce osamotnionej jednostki z bezwzględnym systemem, która bardzo często gra na emocjach widza. Oczywiście nie zabrakło tutaj kilku pompatycznych przemówień odnoszących się do wartości, jakie powinny przyświecać społeczeństwu amerykańskiemu. Wychodzi z tego niemała karykatura Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza, że najbardziej amerykański jest tutaj sam bohater, który paradoksalnie pochodzi z Nigerii. Omalu to człowiek, który do czasu zmierzenia się z brutalną rzeczywistością, niemal bez najmniejszych wątpliwości wierzący w USA. Ameryka dla niego staje się rajem na Ziemi, jak sam mówi – miejscem, które Bóg przeznaczył swoim ulubieńcom. Tylko tam człowiek może być tym, kim chce.
Tymczasem futbolistów sprowadza się tutaj do roli niezbyt inteligentnych typków, kupy nic nieznaczących mięśni, pojedynczych maszynek do robienia pieniędzy, które posłużą jako materiały do badań. Ciężko jednak o inny odbiór graczy, kiedy organizacja futbolu amerykańskiego zamiata całą aferę pod dywan, a sami Amerykanie, tak wylewnie sygnalizujący swoje przywiązanie do klubowych barw i ochoczo grożący bohaterowi śmiercią, zapominają o swoich idolach, kiedy Ci schodzą z boiska i wracają do swoich domów.
Widać, że Will Smith, który bojkotował oscarowa galę, oskarżając Akademię Filmową o celowe pominięcie czarnoskórych aktorów w nominacjach do najważniejszej statuetki w branży, włożył wiele pracy w dopracowanie gestów i akcentu nigeryjskiego lekarza. Wydaje się więc, że za oparcie swojej kreacji na tak drobnych niuansach nominacja za rolę doktora Omalu się mu po prostu należała, kosztem chociażby Eddiego Redmayne'a, który kompletnie nic nie pokazał w "Dziewczynie z portretu". Choć "Wstrząs" krytykuje działania amerykańskiej ligi NFL, dużo bliżej mu do hymnu pochwalnego na cześć wartości, jakie przyświecają polityce Stanów Zjednoczonych. Oto niedawno przybyły utalentowany Nigeryjczyk robi wszystko, aby stać się porządnym, dumnym obywatelem państwa, które go przyjęło. I wcale w filmie Landesmana nie chodzi o przełomowe badania, które uratowały życie wielu zawodnikom, ale o ukazanie tryumfu imigranta, który z głową pełną marzeń przybył do USA, los skazał go na niezliczoną ilość cierpień, ale w końcu został zrehabilitowany. A słowa głównej dewizy narodu, "W Bogu nasza nadzieja", zdaje się tutaj wybrzmiewać ze zdwojoną siłą, bo "Wstrząs" konfrontuje kwestię (współ)istnienia Boga i nauki. Najwyraźniej widać to w pracy kamery, kiedy w chłodnych, stylizowanych na lata 90. zdjęciach operator Salvatore Tatino (który filmował także "Męską grę") z uwielbieniem i pietyzmem ukazuje ludzkie ciało jako najwspanialszy skarb, jaki człowiek mógł dostać, a który to dar zostaje przez niego bezwstydnie marnowany. Poważny temat i solidna rola Willa Smitha to jednak trochę za mało, aby zapaść w pamięci widza.
|
Ocena:
WSTRZĄS (2015)
Tytuł oryginalny: Concussion
Reżyseria: Peter Landesman
Obsada: Will Smith, Alec Baldwin, Gugu Mbatha-Raw, David Morse, Albert Brooks
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
11 marca 2016
Zobacz także:
|
|