Nie oczekiwałem po "Siódmym synu" wiele. Szczerze jednak przyznam, że po obejrzeniu świata przedstawionego w zwiastunie, postanowiłem dać filmowi Sergeya Bodorova szansę. Niestety, moje obawy się spełniły. To zupełnie pusta, pozbawiona sensu historia, która sama nie wie dokąd zmierza. |
Wiecie, "Hobbit" się skończył, trzeba zatem znaleźć coś nowego ze świata fantasy. Co prawda "Siódmy syn" przeznaczony jest raczej dla spragnionej widowiska młodzieży (ale czy "Hobbit" w rzeczywistości również nie był właśnie czymś takim?), ale, jak to mówią, "lepszy rydz niż nic". Smoki - są, dziwne kreatury - jak najbardziej, zła czarownica - odhaczone, w końcu, bohater, który trafia pod skrzydła tajemniczego rycerza określanego mianem Stracharza - jest. Ot co, dobra rozrywka - pomyślałem, wybierając się na film. Niestety, oglądając "Siódmego syna" odnosi się wrażenie, że twórcy zupełnie nie mieli pomysłu na tę historię. Schemat goni tutaj schemat, z tym, że jakby dwa razy szybciej. Reżyser i jego ekipa chcieli upchać bowiem, co się da, przez co kolejne sceny wydają się być chaotyczne i pozbawione sensu. Cierpią na tym bohaterowie, którzy zostają ograbieni z charakteru. Są nijacy i drętwi. To tylko aktorzy, którzy wypowiadają puste kwestie. Aktorsko film również wypada słabo. Jeff Bridges, niegdysiejszy "Big Lebowski", dziś już nie jest taki wielki. Aktor co raz częściej bierze udział w pustych, nic nie wnoszących filmach ("RIPD. Agenci z zaświatów", "Dawca pamięci") i za każdym razem gra tę samą postać - pijaka i zgreda, który lubi rzucić sucharem na "dzień dobry". Nie inaczej jest w "Siódmym synu". Jego Stracharz miał być mistrzem, mentorem, postacią niejednoznaczną, rozdartą pomiędzy dobrem a złem, wahającą się, czy młodzieniec, którego uczy, jest "wybrańcem". Bridges jednak zachowuje się karykaturalnie, ciągle robi dziwne miny, a zamiast wzbudzać zaciekawienie i strach, wywołuje śmiech i politowanie. Podobnie jest z resztą aktorskiej załogi. Julienne Moore, w przerwie między oscarowym "Still Alice" i bardzo dobrym "Mapy gwiazd", wpadła na plan "Siódmego syna" chyba dla rozrywki. Jej czarownica jest zła tylko dla zasady. Nie rządzą nią żadne pobudki. Zamiast niszczyć i zabijać, jej dzień głównie polega na mówieniu o tym, że tak będzie czynić. W swoim zachowaniu przypomina bardziej Mózga z pewnej popularnej bajki mojego dzieciństwa, a niżeli najpotężniejszą pradawną czarownicę (z tym, że Mózg przynajmniej dążył do tego, żeby zapanować nad światem, tylko mu nie za bardzo wychodziło). Również główny bohater, w którego wcielił się Ben Barnes, to postać zupełnie bezbarwna. Oczka się mu świecą za każdym razem, kiedy zobaczy młodą Alice (Alicia Vikander, która ostatnio coraz częściej pojawia się na naszych ekranach - patrz recenzja "Son of a Gun"), która z kolei cały czas stroi jedną minę. Romansik między nimi naciągany, mdły i bez chemii, imitujący starą, dobrze nam znaną historię Romeo i Julii. Jedyną dobrą stroną tego filmu jest oprawa audiowizualna. Świat, w którym rozgrywa się opowieść jest przedstawiony bardzo solidnie, miasta wyglądają bardzo barwnie, a charakterystyczne dla gatunku fantasy stworzenia i kreatury wyszły bardzo interesująco. Reszta w tym filmie tylko zawodzi. Obraz jest bardzo przewidywalny, a w niektórych momentach nawet wieje nudą. Gwarantuje, że film na długo w Waszej pamięci nie zapadnie.
|
Ocena:
SIÓDMY SYN (2014)
Tytuł oryginalny: Seventh Son
Reżyseria: Sergey Bodrov
Obsada: Jeff Bridges, Ben Barnes, Julianne Moore, Alicia Vikander, Kit Harington, Olivia Williams, Djimon Hounsou
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
Zobacz także:
| |