Zwierzęta nocy - recenzja filmu
|
|
Podobnie jak w przypadku "Samotnego mężczyzny", Forda przede wszystkim interesuje wątek beznadziejnego w skutkach trwania w pułapce przeszłości i niemożności uwolnienia się od wspomnień – zarówno tych dobrych, jak i tych złych. W kinie Amerykanina nieuporządkowane wydarzenia z dawnych czasów nie dają łatwo o sobie zapomnieć oraz nie pozwalają na ułożenie sobie życia. Bohaterowie Forda znacznie częściej będą zanurzać się w bolesnych retrospekcjach, aniżeli skupiać się na świetlanejprzyszłości.
|
Bohaterowie Forda częściej będą zanurzać się w bolesnych retrospekcjach, aniżeli skupiać się na świetlanejprzyszłości |
To ciągłe zawieszenie w wydarzeniach z przed lat uniemożliwia im normalną egzystencję, przez co ich aktualne życie przypomina nic więcej jak fatamorganę. Zarówno karmiący się swoją rozpaczą 52-letni profesor George Falconer w "Samotnym mężczyźnie" (Colin Firth), jak i zawiedziona życiowymi decyzjami kustoszka Susan czy niepotrafiący poradzić sobie z własnymi słabościami pisarz Edward z upływem czasu zaczynają przybierać maski, które skutecznie pozwolą im uwolnić się od wścibskich pytań dobiegających ze świata zewnętrznego. Pozornie szczęśliwi, obracający się w elitarnych kręgach intelektualistów bohaterowie z dnia na dzień coraz bardziej tłamsić więc będą w sobie niewypowiedziane pretensje i prawdziwe emocje, zatracając się we własnym smutku i przygnębiających myślach.
|
Ford jest przy tym mistrzem, jeśli chodzi o kreowanie klimatu swoich filmów. Stylowe, unikalne, doprecyzowane do granic możliwości – tego filmom Amerykanina z pewnością nie można odmówić. Reżyser ma też niezwykłe wyczucie do prowadzenia historii i swoich bohaterów. Ujarzmienie na ekranie trzech wątków, rozgrywających się w różnych przedziałach czasowych, a także różnych przestrzeniach, to nie lada wyzwanie nawet dla największego kinowego wyjadacza. Ford poradził sobie jednak pierwszorzędnie – z lekkością przeskakuje pomiędzy wydarzeniami, nie tracąc przy tym ani charakterystycznego dla opowieści napięcia, ani uwagi widza (sekwencja na pewnej teksańskiej autostradzie, to emocjonalny rollercoster, jeden z najlepszych momentów w tegorocznym kinie). I choć swoimi rozwiązaniami może zrazić niektórych widzów, to jego styl nie jest tylko na pokaz: uosabia wartości, jakie prezentują bohaterowie jego filmów: za złudnymi maskami cyników skrywają się poturbowani przez życie nieudacznicy, którzy nie potrafią uciec przed ślepym losem. Czy to rozgoryczona snobka, która całe życie robiła na przekór swojej matce, by ostatecznie stać się jej dokładnym odbiciem, czy to rozżalający się nad sobą, pozbawiony pewności siebie romantyk, który nie potrafił zachować się w pewnym momencie swojego życia w sposób, który powszechnie uznawany jest za "męski" – to wszystko staje się cierpkim komentarzem Forda na temat świata, w którym przyszło mu żyć. W starannie przygotowanym, wizualnym przedstawieniu Forda dobrze odnajdują się aktorzy. Amy Adams, podobnie jak w "Nowym początku", jest stonowana i wyciszona. Z kolei w swoim stylu szarżuje Jake Gyllenhaal. Aktorski pojedynek zdecydowanie wygrywa u mnie jednak drugi plan, na którym bryluje niedoceniony Michael Shannon w roli wyjętego wprost z westernu, wąsatego szeryfa w kowbojskim kapeluszu, a także zaliczający chyba najlepszy występ w swoim życiu Aaron Taylor Johnson wcielający się w postać niezrównoważonego psychicznie teksańskiego rednecka. Jasne, jest w tym trochę pretensjonalności i tanich zagrywek, a prowokacyjne metafory Forda wydają się aż nazbyt oczywiste, ale z całą pewnością nie da się reżyserowi zarzucić tandeciarstwa. Bo jego "Zwierzęta nocy" to sprytne i złożone studium bierności, które prowadzi do letargu, beznamiętnego trwania w tchórzostwie i oportunizmie. A na końcu na bohaterów nie może czekać więc nic innego jak tylko rozczarowanie...
Ocena:
|
|
ZWIERZĘTA NOCY (2016)
Tytuł oryginalny: Nocturnal Animals
Reżyseria: Tom Ford
Obsada: Amy Adams, Jake Gyllenhaal, Michael Shannon, Aaron Taylor Johnson
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
⏰ 19 listopada 2016
Zobacz także:
|
|