10 najlepszych filmów 2015 roku
Aby tradycji zapoczątkowanej w tamtym roku stało się zadość, prezentuje Wam dzisiaj dziesięć najlepszych filmów, które miałem okazję zobaczyć przez ostatnie dwanaście miesięcy. Tym razem zestawienie topowej "dyszki" jakoś wyjątkowo gładko mi poszło. Kto śledzi uważnie bloga i jego fanpage, ten bez problemu powinien odgadnąć finałową trójkę. Nie możecie sobie przypomnieć? Nic nie szkodzi. Po to właśnie jest to zestawienie.
Tradycyjnie już, jeśli macie swoje "Top 10" dzieł, które wywarły na Was imponujące wrażenie, zostawiły ze szczęką na podłodze lub sprawiły, że myśleliście o nich przez kilka następnych dni, a może tygodni, nie krępujcie się – komentarze są do Waszej dyspozycji.
Niektóre filmy, które znajdziecie na liście swoje światowe premiery niejednokrotnie miały już w 2014 roku, jednak w zestawieniu znalazły się, ponieważ brałem pod uwagę moment, w którym trafiły do polskiej dystrybucji. A no i jeszcze jedno – po kliknięciu w zdjęcia towarzyszące uzasadnieniu, przeniesiecie się do strony z recenzją – zapraszam także do ich czytania. To by było na tyle z ogłoszeń. Przyjemnej lektury. |
Historia przypominająca szpiegowskie powieści mistrza Johna le Carré'a. Film, który po raz kolejny pokazuje, że to właśnie życie pisze najlepsze i najciekawsze scenariusze. Dzieło Laury Poitras to surowy zapis kilku dni, w czasie których Edward Snowden spotkał się w pokoju hotelowym w Hongkongu z trójką dziennikarzy, aby ujawnić im swoją wiedzę na temat Agencji Bezpieczeństwa Narodowego, która we współpracy z firmami telekomunikacyjnymi i obcymi rządami zbiera olbrzymie ilości danych, tworząc potężny system inwigilacji nie tylko Amerykanów, ale i mieszkańców całego globu. "Citizenfour" doceniła Amerykańska Akademia Filmowa, nagradzając go Oscarem, a krytycy filmowi nazywali go jednym z najważniejszych w historii. Tak daleko idącego wniosku bym nie wysuwał, ale bez wątpienia film Poitras to jeden z najlepszych dokumentów nie tylko mijającego roku, ale i ostatnich kilku lat. |
Konkurent "Citizenfour" w drodze po Oscara w kategorii najlepszy dokument. Film o grupie strażników, starających się uratować jeden z najwspanialszych parków narodowych na świecie, ostatnią ostoję dla goryli górskich, przed kłusownikami, grupami paramilitarnych, skorumpowanymi oficjelami i zachodnimi korporacjami, to dzieło, które w niezwykły sposób otwiera oczy i autentycznie rozwściecza.
Orlando von Einsiedel – za pomocą formy dokumentu stworzył wciągające opowiadanie, które imponuje także pod względem realizacyjnym. Cudowny montaż, przepiękne zdjęcia i fenomenalna muzyka oddziałują na wszystkie zmysły widza, tworząc dzieło wybitne i niezwykle ważne, a przepięknie sfilmowany przez operatora Franklina Dowa leżący w samym środku Afryki, Park Narodowy Virunga jawi się jako miejsce magiczne, przypominające biblijny Eden. |
Alex Garland w swoim debiucie tworzy dzieło z gęstą jak smoła atmosferą i trzymającym w napięciu scenariuszem. Zamiast feerii efektów specjalnych mamy tutaj minimalizm podniesiony do potęgi. Akcja toczy się niespiesznie, a reżyser szanuje inteligencję widza i prowokuje do myślenia. Jeśli dodamy do tego jeszcze mnogość dróg do interpretacji, to otrzymamy znakomitego przedstawiciela gatunku science-fiction.
Garlandowi udało się stworzyć interesujący thriller, który stawia pytanie, co to znaczy być człowiekiem. I choć ta kwestia w popkulturze pojawia się od lat, Anglik dodaje cegiełkę od siebie. Co to jest? Przeczytajcie recenzję i koniecznie zobaczcie film. |
Samobójcza śmierć Marcina Wrony wstrząsnęła rodzimym środowiskiem filmowym. Reżyser żegna się jednak z tym światem filmem, który wielu twórców chciałoby mieć na swoim koncie. Jego "Demon" nie tylko całkiem solidnie przeraża, ale i przaśnie bawi. Groteska miesza się tutaj z thrillerem, a efekt końcowy jest bardzo mocny. Najbardziej poruszający jest jednak fakt, że dzieło Marcina Wrony rodzi cały grad pytań, na które nie dostarcza zbyt łatwych odpowiedzi, gwarantując rozmowy na długie godziny po zakończeniu seansu.
I choć na pierwszy rzut oka "Demon" wydaje się być horrorem (historię oparto na zjawisku "dybuka"), w rzeczywistości jest kinem nie do końca czystym gatunkowo. Wrona bawi się przeróżnymi gatunkami i kreuje słodko-gorzki film z niesamowitym, onirycznym klimatem, który można odczytywać na wiele sposobów. |
Nagrodzony Złotą Muszlą na festiwalu w San Sebastian thriller Vermuta jest filmem z rodzaju tych, które siłą wedrą się do Waszych głów, zrobią spustoszenie wśród zwojów mózgowych, a następnie zaszyją się głęboko z tyłu czaszki i sukcesywnie przez kolejne dni będą dawać o sobie znać, żebyście przypadkiem o nich nie zapomnieli i nie wyrobili za wcześnie zbyt pochopnego zdania, że wszystko jest w porządku. Bo podczas seansu "Magical Girl" nie będziecie siedzieć wygodnie. Film Carlosa Vermuta z każdą minutą bardziej zaskakuje, niepokoi i wprawia w zakłopotanie. Ale pomimo tego fizycznego i psychicznego dyskomfortu – intryguje i fascynuje, pobudzając wyobraźnię widza z każdym kolejnym kadrem, z każdą kolejną sceną... |
Matteo Garrone filmując "Pentameron" – mało znane w Polsce legendy autorstwa Giambattisty Basilego – na nowo przywraca zapomniane znaczenie baśni. Ponury i brutalnie szczery w piętnowaniu ludzkich przywar film Włocha ponownie uświadamia widzowi, że pierwotnie ten gatunek epicki nie był przeznaczony dla dzieci.
Film Garrone to pozytywny karnawał transgresji: szalony, namiętny, zabawny, a przy tym wewnętrznie spójny. Najnowsze dzieło reżysera "Gomorry" łączy w sobie dziki świat królów, królowych i potworów, w których ciężko rozpoznać, kto tak naprawdę jest bardziej ludzki. Rezultatem jest marzycielskie, świeże spojrzenie na mroczne i krwawe ludowe legendy, które inspirowały takich twórców jak braci Grimm czy Charlesa Perrault, a później stanowiły podstawę dla animacji Disneya. |
Czy to mały, czy to duży – wszyscy po seansie "W głowie się nie mieści" mają te same uczucia – niczym nieskrępowane wzruszenie i szczerą radochę. Film Doctera to zdecydowanie jedna z najlepszych animacji w historii, na pewno najlepsza w ostatnich latach. Dzięki pomysłom, humorowi, inteligentnym dialogom i przede wszystkim emocjom, które wyciskają widzowi łzy, udało się z tej nieco ponad półtoragodzinnej animacji stworzyć niezwykły kurs psychologii w pigułce. Murowany kandydat do Oscara w kategorii animacji.
"W głowie się nie mieści" staje się spoiwem łączącym bliskich, pomaga w cementowaniu więzi i ukazuje fundament, jakim jest rodzina. I nie uświadczymy tutaj jej przesłodzonej wersji. Twórcy prosto i szczerze ukazują zarówno jej blask, jaki i cienie. Po prostu – życie. |
Szalenie emocjonalne, intensywne, czerpiące z wielu gatunków dzieło, które w dobitny, pozbawiony skrupułów sposób, przedstawia współczesny nam wyścig szczurów, pragnienie bycia lepszym od innych, a także wartości, które jesteśmy gotowi poświęcić, aby poczuć, że nasze ambicje zostały zaspokojone.
Po obejrzeniu koncertu, jaki dają nam na ekranie panowie Teller i Simmons na usta samoistnie ciśnie się słowo "arcydzieło". Ich role są magnetyczne, a potyczki między nimi iskrzą. To jeden z najlepiej zgranych i zagranych duetów ostatnich lat. "Whiplash" stanowi przykład kina przez wielkie "K". To dzieło, które idealnie pokazuje, jak film powinien wpływać na widza i jego emocje. |
Opatrzona budżetem 150 milionów czwarta część przygód "Szalonego Maxa" to realizatorski majstersztyk. George Miller stworzył dzieło jedyne w swoim rodzaju, tak magnetyczne oraz tak nabrzmiałe od adrenaliny i testosteronu, że najnowsza część "Gwiezdnych wojen" przy jego dziele, powoduje jedynie leniwe ziewnięcie. "Mad Maxa" ogląda się jak w transie. Pomimo skupienia się na energetycznej akcji w "Na drodze gniewu" zachwyca dbałość o szczegóły. I choć fabuła stanowi tylko pretekst do całej serii wybuchowych pościgów, to film urzeka rozbudowanym światem. Jeszcze nigdy nie był aż tak bogaty i rozbudowany jak w tej części. 70-letni już Miller stworzył film zawstydzający wielu twórców, którzy nazywają się nowatorskimi. Śmiało można także powiedzieć, że dzieło Australijczyka nie tylko dorównało jakością poprzednikom, ale nawet je wyprzedziło. |
Jak przewidziałem, tak zostało - "Birdman" jest dla mnie najlepszym filmem obejrzanym w 2015 roku. Długo biłem się z myślami, czy aby nie posadzić na fotelu lidera najnowszego "Mad Maxa", ale muszę przyznać, że "Birdman" to dzieło kompletne. W każdym aspekcie. Praca kamery, aktorstwo, scenariusz. Można wymieniać bez końca. Na coś takiego czeka się latami. Film Alejandro Gonzáleza Iñárritu zdaje się łączyć wszystkie najmocniejsze punkty najlepszych filmów ostatnich lat i bezczelnie je udoskonala! I co więcej stawia poprzeczkę najnowszej "Zjawie" chyba w kosmosie.
To, co szalenie intrygujące w tym filmie, to jednak fakt, jak zgrabnie działa na wielu płaszczyznach. Ciężko jest więc o nim pisać, bo dróg do interpretacji jest wiele, a ilu widzów, tyle pomysłów na jego odbiór. Paradoksalnie dla mnie "Birdman" to nie tylko kwintesencja kinematografii, ale także dzieło przedziwnie niefilmowe. Opowiadające o sztuce, która powstaje za kulisami. W miejscu, gdzie "zwykły" człowiek nie ma dostępu. A reżyser do spółki z operatorem pozwalają nam tam zaglądnąć. Spodobał Ci się tekst? Podziel się nim ze znajomymi i polub stronę bloga na Facebooku, żeby być bliżej tego, co dzieje się w mojej głowie. Koniecznie daj znać, co sądzisz o liście w komentarzu pod wpisem lub na Twitterze czy Facebooku.
|