Najlepsze kreacje aktorskie
w 2014 roku
Rozważań na temat Złotych Globów ciąg dalszy. Tym razem przewiduje, które z aktorskich kreacji mają szansę na zgarnięcie statuetki.
|
W przeciwieństwie do Oscarów, Złote Globy dzielą nagrodę dla najlepszych aktorów pierwszoplanowych na dwie kategorie. Mamy zatem statuetkę dla najlepszego aktora w dramacie, a także komedii lub musicalu. Odetchnąć zatem mogą gwiazdy, które zagrały w dramatach, gdyż wciąż liczą się w walce o nagrodę. Gdyby bowiem nie wydzielono tych kategorii, nie ma wątpliwości, że najbliżej wygranej byłby Michael Keaton za postać stworzoną w "Birdmanie".
Jak mówi dziennikarz filmowy i wieloletni redaktor naczelny portalu Stopklatka.pl, Krzysztof Spór, odniesienia do samego aktora w powyższym filmie są bardzo czytelne i to właśnie tym Keaton zaskarbił sobie wielką życzliwość w tym roku. Poza tym jeszcze nigdy nie był nominowany do tej kategorii. Czeka więc bardzo długo i zdecydowanie zasłużył na to wyróżnienie. Kilka głosów na pewno przypadnie Ralphowi Fiennesowi za "Grand Budapest Hotel", a także Billowi Murrayowi, który fenomenalnie poradził sobie w "Mów mi Vincent". Wielką niewiadomą jest rola Joaquina Phoenixa w "Wadzie ukrytej". No i pozostaje także Christoph Waltz w najnowszym filmie "Wielkie oczy" Tima Burtona. Jeśli chodzi o role dramatyczne, to tutaj również mamy faworyta, a jest nim Eddie Redmayne, który podobno rewelacyjnie wcielił się w postać Stephena Hawkinga. Martwię się jednak, że to będzie kolejna ckliwa i szalenie poprawna historia. Po prostu - jedna z setek tylko porządnie zrobionych biografii. A wiemy, że już niejednokrotnie takie produkcje wygrywały najważniejsze nagrody filmowe na świecie. Mocną i wyrównaną konkurencję dla Redmayne’a stanowi pozostała czwórka aktorów. Benedict Cumberbatch wcielił się w Alana Turinga, naukowca, który pomógł rozpracować niemiecką maszynę szyfrującą z czasów II wojny światowej. Cumberbatch miał w "Grze tajemnic" sporo do pokazania, gdyż Turing był bardzo charakterystyczną postacią. Naukowiec, który przez część życia skrywał swój homoseksualizm był typem aroganta i impertynenta. Niezwykłe przemiany zaliczyła także dwójka Jake Gyllenhaal i Steve Carell. Pierwszy, nie dość, że ekstremalnie schudł do roli w "Wolnym strzelcu", to jeszcze na ekranie po prostu szaleje. Jest magnetyczny i niepokojący. Kto widział, ten wie, a kto nie miał jeszcze okazji, to odsyłam do tekstu, który niedawno pisałem. Carell z kolei postanowił zerwać ze swoim komediowym wizerunkiem i pod niezwykłą charakteryzacją wcielił się w obsesyjnego i schizofrenicznego dziedzica fortuny, który w swojej posiadłości zbudował ośrodek szkoleniowy dla zapaśników. Czarnym koniem tej kategorii jest także David Oyelowo, który w tym roku szaleje i zagra w kilku głośnych filmach. A to wszystko dzięki roli Martina Luthera Kinga w "Selmie". Postać niezaprzeczalnie wielka i dzięki takim rolom nie raz już rodziły się legendy kina. Oyelowo może być więc pewny, że wszystkie oczy będą skierowane właśnie na niego. Jeśli Julianne Moore nie odbierze w tym roku żadnej statuetki, to będę naprawdę porządnie zaskoczony. Czterokrotna zdobywczyni Oscara w tym roku powalczy w dwóch kategoriach. Dzięki roli w "Mapie gwiazd" jest bowiem nominowana do nagrody dla najlepszej aktorki w komedii lub musicalu. Nie cichną jednak słowa zachwytu nad jej rolą w filmie "Still Alice". I to właśnie najprawdopodobniej w tej drugiej kategorii będzie zwyciężczynią. Słów kilka o konkurentkach. Przyjrzyjmy się zatem w pierwszej kolejności głównym rolom w dramatach. Tuż za Moore znajdują się bowiem między innymi Felicity Jones, jako wybranka serca słynnego naukowca w "Teorii wszystkiego", a także Reese Whitterspoon w filmie "Dzika droga". Ta druga w nowym filmie twórcy "Witaj w klubie" wciela się w kobietę, która za pomocą pieszej wędrówki obejmującej tysiąc mil postanawia rozprawić się z życiowymi problemami: śmiercią matki i rozpadem małżeństwa. Whitterspoon znana z ról głupiutkich blondynek ponoć radzi sobie w "Dzikiej drodze" doskonale. Bardzo chętnie to sprawdzę. Bardzo pozytywne wrażenie sprawiła Rosamund Pike w "Zaginionej dziewczynie". David Fincher wraz ze scenarzystką obdarowali aktorkę bardzo ciekawą i intrygującą rolą, w którą Pike wcieliła się idealnie. Pisałem nawet o tym w recenzji najnowszego filmu twórcy "Siedem". Nie wolno zapominać także o Jennifer Aniston i jej roli w "Cake”. Aktorka, która grywa głównie w komediach (pomijając jej nieudane występy w horrorze "Karzeł" i w thrillerze "Wykolejony"), tym razem zmienia się nie do poznania i zbiera bardzo pozytywne recenzje.
Kategoria „Najlepsza aktorka w komedii lub musicalu” nie oferuje już aż tak wyrównanego poziomu. Oprócz Julianne Moore ciężko mówić o jakieś rewelacyjnej roli. Przynajmniej z informacji, które do nas dochodzą.
Niby jest Amy Adams i jej rola w "Wielkich oczach". Aktorka jednak wygrała w zeszłym roku i nic nie wskazuje na to, aby film Tima Burtona był jakimś wybitnym. Dzięki temu kilka głosów więcej może zgarnąć Emily Blunt, która pojawi się w "Tajemnicach lasu" – filmie, w którym zobaczymy znanych bohaterów najpopularniejszych baśni braci Grimm. Są jeszcze panie Helen Mirren i Quvenzhané Wallis, jednak wątpię, aby występy tych aktorek zakończyły się nagrodą. Mirren mimo iż jest wielką aktorką, to jej rola w "Podrózy na sto stóp", choć najlepsza z całej obsady, to jednak nic wyjątkowego nie pokazuje (więcej o tym - tutaj). Podobna rzecz tyczy się młodziutkiej aktorki "Bestii z południowych krain". Jej występ w "Annie" raczej do nagrody się nie kwalifikuje. Czyżby kapituła chciała obdarować Julianne Moore dwoma globusami w ciągu jednej nocy, tak jak Kate Winslet w 2011? |
Wybierz stronę: