Filmbuk
  • CYKLE
    • W 80 dni dookoła świata
    • Kino na wokandzie
    • Przewodnik filmowy
  • RECENZJE
    • Filmy
    • Seriale
  • FELIETONY
  • OBSERWUJ
    • Facebook
    • Twitter
    • Snapchat
    • Instagram
    • YouTube
    • Periscope
  • KONTAKT

Kler - recenzja filmu

12/10/2018

Komentarze

 
  • Obraz
Kler - recenzja filmu



I nie wódź nas na pokuszenie...



​Byłem nastolatkiem, gdy w naszej parafii pojawił się nowy wikary. Miał doskonały kontakt z młodzieżą, na katechezach nie tylko opowiadał o katolicyzmie, ale też wykładał nam podstawy innych religii: uczył o islamie, hinduizmie, buddyzmie, szintoizmie. Rozmawiał z nami jak równy z równym, był otwarty, empatyczny, elokwentny. Co tydzień grywał z nami w "nogę". Pewnego dnia byliśmy umówieni na mecz. Punktualnie pojawiliśmy się pod budynkiem szkoły, był z nami nawet mój tato. Księdza natomiast nie było. Dzwoniliśmy do niego kilkanaście razy. Nie odbierał. Nigdy więcej już go nie widziałem. 

Wkrótce okazało się, że ksiądz oskarżony został o molestowanie seksualne trzynastolatki z naszej wioski. Sprawa wyszła na jaw przypadkiem, gdy matka zaobserwowała dziwne zachowanie córki. Potem przeczytała jej pamiętnik...

Ksiądz najpierw został przeniesiony do innej parafii, później zawieszony w wykonywaniu obowiązków katechety i wikarego. W końcu usłyszał wyrok: dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery lata i rok zakazu pracy katechety, nauczyciela i opiekuna młodzieży. Nie wiem, co się z nim dzieje.

Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, żeby pokazać, jak bardzo skomplikowane są to historie. Osobiście nigdy nie doświadczyłem nieodpowiedniego zachowania z jego strony. Nigdy nie przekroczył granicy, choć przebieraliśmy się przy nim w szatni, żartowaliśmy bez skrępowania, często odwoził nas do naszych domów. A w tym czasie komuś innemu działa się krzywda...

"Kler": wykrzyczeć złość


Dlatego wcale się nie dziwię, że Wojciech Smarzowski wziął do ręki kamerę i postanowił wykrzyczeć swoją złość. Złość na ludzi, którzy innym powinni pomagać, a nie ich krzywdzić. Problem w tym, że prócz jego krzyku nic więcej w "Klerze" nie słychać. Brak tu zniuansowania, wyważenia, wspomnianego wyżej skomplikowania. Reżyser co minutę władowuje do głowy widza kolejne grzechy kościelnych hierarchów; odkręca zawór z szambem i rurę kieruję wprost na nas. W każdej, nawet najmniejszej, najmniej istotnej scenie, pokazuje, jak bardzo kościelna instytucja przeżarta jest przez zło. Jak często egoistyczne pobudki księży stawiane są ponad dobro drugiego. I choć ma do tego pełne prawo, a grzech w Kościele bez wątpienia jest obecny i nikt nie może temu zaprzeczyć, to ja tej wizji nie kupuję. Bo nie o tanią krzykliwość, nachalność i proste hiperbole tutaj powinno chodzić.


  • Obraz


Jasne, Smarzowskiego nie interesuje atakowanie sfery sacrum. Filmowiec, bardziej niż na wierze, woli skupić się na człowieku, na zgłębianiu sparafrazowanego w kampanii reklamowej hasła "człowiekiem jestem; nic, co ludzkie, nie jest mi obce". A jednym z nieodłącznych elementów życia człowieka jest cierpienie, mające realny wymiar. 

Za pomocą filmowej przypowieści o trójce (a właściwie czwórce) księży (Arkadiusz Jakubik, Robert Więckiewicz, Jacek Braciak, Janusz Gajos) Smarzowski odhacza wszystkie grzechy i grzeszki polskiego kleru, które rozgrzewają opinię publiczną do czerwoności. Pokazuje, że Kościół to zbiorowisko sadystów, pedofilów, karierowiczów i hipokrytów; zapatrzonych w siebie egoistów nie stroniących od alkoholu i seksu. Zdobiące ściany krzyże i najświętsze obrazki służą tu wyłącznie za ozdobę, a rzucane co rusz "Szczęść Boże" i "Z Bogiem" znaczą tyle co "Dzień dobry" i "Do widzenia". W Kościele Smarzowskiego nie ma miejsca na wiarę, jest tylko miejsce na wyrachowanie i wykorzystywanie słabości innych. ​
​

"Kler": walka o człowieczeństwo


​Twórca "Róży" z zaangażowaniem piętnuje systemowe wady i ścisły związek Kościoła z państwem. Krytykuje tuszowanie skandali (patrz: podany na początku przykład kapłana), punktuje brak kontroli nad działaniem instytucji, wyśmiewa kościelną retorykę (arcybiskup Mordowicz, czyli naczelny człowiek-mem tego filmu, rzucający swoje "Złote, a skromne", ale też jego podwładny obłudnie deklamujący: "Kościół jest święty, ale tworzą go ludzie grzeszni"). 
​
Ale koniec końców przechadza się po tych tematach Smarzowski jak słoń w składzie porcelany. Stężenie grzechu w tym filmie jest bowiem tak wielkie, że przypomina filmowy tabloid - nieszkodliwe grzeszki podnosi do rangi grzechu śmiertelnego. I odwrotnie. A to nie pomaga w dyskursie o Kościele i jego roli w polskim społeczeństwie.

Choć warto zwrócić uwagę na fakt, że Smarzowski z empatią patrzy na tych młodych katolickich adeptów i księży z prowincji - z żalem ogląda się, jak pozostawieni sami sobie, popadają w nałogi i depresję. Ci, którzy mieli prowadzić do Królestwa Niebieskiego wiernych, sami w pewnym momencie zagubili się w gęstwinie samotności ("Dziękuję, że mnie ksiądz wtedy wysłuchał. Kościół niby jest wspólnotą, a nie ma do kogo gęby otworzyć"). Szarpią się więc i walczą o swoje człowieczeństwo. Ale Smarzowski nie ma dobrych wieści. W jego wizji świata szczęśliwe życie możliwe jest jedynie bez Kościoła, a ten, który podejmie romantyczną walkę z zakłamaną instytucją, prędzej czy później marnie skończy. Albo się dostosujesz, albo skończysz zapomniany w czyśćcu.
​
Film obejrzałem dzięki uprzejmości kina Kijów. Centrum.
12 października 2018

Ocena:
Obraz

◀  Kamerdyner - recenzja
Juliusz - recenzja ▶

Komentarze
comments powered by Disqus

​
​​​Copyright © Filmbuk. 2015 •
All rights reserved.

Wspierane przez Stwórz własną unikalną stronę internetową przy użyciu konfigurowalnych szablonów.
Wspierane przez Stwórz własną unikalną stronę internetową przy użyciu konfigurowalnych szablonów.