Księga dżungli - recenzja filmu
Podróż do serca dżungli
"Księga dżungli" w reżyserii Jona Favreau to efektywna wizualna podróż w sam środek tropikalnego lasu, która zachwyca swoją konstrukcją i przywołuje na myśl najlepsze techniczne dokonania w stylu "Avatara" Jamesa Camerona czy "Życia Pi" Anga Lee. |
Znamienne wydaje się fakt, że kiedyś, aby przenieść na duży ekran fantastyczne historie pokroju tych Rudyarda Kiplinga, jedyną dostępną drogą, która gwarantowała, że dzieło nie będzie raziło kiczem i sztucznością gwarantowaną przez kostiumy i scenografie, było obranie stylistyki animacji. Dziś, kiedy na ekranie możemy wygenerować niemal wszystko, a jedynym ograniczeniem staje się budżet, ekranizowanie baśni w realistycznym tonie nabiera nowego znaczenia.
Film Jona Favreau, reżysera, który na swoim koncie ma dwie części "Iron Mana" i bardzo przyzwoitego "Szefa", znacznie bardziej niż na powieści brytyjskiego pisarza skupia się na Disneyowskim filmie animowanym z 1967 roku. Mały Mowgli (Neel Sethi) zostaje odnaleziony przez panterę Bagheerę w samym środku dżungli i przekazany do wychowania watasze wilków. Kiedy postrach całego ekosystemu, tygrys bengalski Shere Khan (w oryginale Idris Elba, w polskim dubbingu świetny Jan Frycz), dowiaduje się o istnieniu młodego chłopca, nie spocznie, dopóki nie pozbawi go życia. Mowgli zostaje więc zmuszony do opuszczenia przybranego stada. Wraz z Bagheerą udaje się w kierunku osady ludzi, która wydaje się być jedynym bezpiecznym miejscem. W ten oto sposób dostajemy historię, w której bohater przemierza wydawałoby się bezkresne tereny indyjskiej puszczy, poznając prawidła nią rządzące i starając się odnaleźć własne "ja". Na swojej drodze spotka wielu przyjaciół, na przykład sympatycznego misia Baloo (Bill Murray/Jerzy Kryszak), ale także i sporo zagrożeń, takich jak hipnotyczny wąż Kaa (Scarlett Johansson).
niemałą konsternacje. "Księga dżungli" to zresztą dzieło naprawdę przedziwnie niefilmowe. Niefilmowe, jeśli przyjmiemy, że ta produkcja rozumiana jest jako wersja aktorska. Na dobrą sprawę reżyser filmu serwuje widzowi kolejny film animowany, ale tym razem właściwy współczesnym zdobyczom technologii – rezygnuje z prawdziwych zwierząt i zastępuje je postaciami wygenerowanymi, a jedynym "żywym" aktorem, który pojawia się na ekranie jest debiutujący Neel Sethi, który wciela się w rolę Mowgliego. Serce tej produkcji zawiera się więc przede wszystkim w naturze, szacunku do niej i podstawowych jej zasadach, podczas gdy rozmach filmu nieustannie przypomina nam o aktualnej potędze technologii i zmianach, jakie – także i przez technologię – człowiek tej naturze zaserwował.
Favreau i jego zespół przyłożyli olbrzymią wagę do jak najdokładniejszego odwzorowania postaci, niemal od samego początku emocjonalnie kupujemy synowsko-matczyną więź, jaka łączy Mowgliego i Rakshę, czy czujemy ból, jaki sprawia każdy kolejny cios Shere Khana. A to, co dzieje się już wokół postaci to rzecz niesamowita, godna wszelkich technicznych nagród. Indyjska dżungla niemal ożywa na naszych oczach. Widz, który wraz z małym bohaterem przenosi się do niej, słyszy niemal każdy trzask gałęzi, rechot żab, śpiew ptaków czy szelest miotanych liści na wietrze. |
To, co jednak najciekawsze w najnowszej "Księdze dżungli" to to, w jaki sposób film definiuje Mowgliego jako człowieka. Jego panterzy nauczyciel Bagheera i wilczy ojciec Akela krytykują go za używanie sztuczek i obchodzenie zasad, jakie panują w królestwie zwierząt. A prawa dżungli, tak wnikliwie serwowane w Kiplingowskiej książce, są surowe, bezwzględne, ale i sprawiedliwe. Kipling, a za nim Favreau, przedstawia społeczeństwo zwierząt niemal jako utopię, która ustawia się w opozycji do świata ludzi. Nie idealizuje jednak mieszkańców dżungli. Prawa mówią m. in. o tym żeby polować tylko z potrzeby, nigdy dla przyjemności, że czas suszy staje się czasem pokoju dla wszystkich zwierząt. To, co jednak definiuje Mowgliego w 2016 roku to fakt, że ten błyskotliwy chłopiec ma zmysł do wykorzystywania narzędzi i prymitywnej technologii do osiągnięcia swoich celów.
Film traci niestety nieco impetu, kiedy skupia się na pobocznej historii królestwa małp i jego przywódcy Louiego, który rozmiarami przypomina w tej wersji potężnego King Konga, tyle że w orangutaniej wersji. Louie jest kimś w rodzaju szefa mafii, który zdobywając umiejętność wzniecania "szkarłatnego kwiatu", tj. ognia, chce przejąć władzę nad dżunglą. Miło, że film próbuje w pewien sposób flirtować z ideą technologii jako zagrożenia, w starciu z całym zbiorem "technologicznej gliny", z której uformowano tę przepięknej urody produkcje, przestrzeganie przed jej wpływem zdaje się niestety rozmywać.
Trzeba przyznać, że "Księga dżungli" A.D. 2016 pod względem historii nie wyróżnia się niczym szczególnym. Nie dozna zaskoczenia w szczególności ten, kto pamięta animację z 1964 roku. Zupełnie inaczej jest jednak pod względem wizualnej oprawy. To, co urzeka w filmie Favreau, to stuprocentowe wykorzystanie technologii do stworzenia zapierającego dech w piersiach świata, który zachwyca w każdym calu. Czy to jednak wystarczy, aby świetnie bawić się w kinie? Tym razem wystarczyło.
Ocena:
|
KSIĘGA DŻUNGLI (2016)
Tytuł oryginalny: Jungle Book
Reżyseria: Jon Favreau
Polski dubbing: Bernard Lewandowski, Jerzy Kryszak, Jan Peszek, Jan Frycz, Lidia Sadowa, Anna Dereszowska, Artur Żmijewski, Piotr Fronczewski
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
16 kwietnia 2016
Zobacz także:
|
|