Plac zabaw - recenzja filmu
|
|
Co ciekawe, mimo że fabuły starcza tutaj na 20 minut, to przez znaczną jej część film Kowalskiego pretenduje do miana bardzo ciekawego i surowego studium dziecięcej patologii, która nie rodzi się znikąd i ukrywa w zupełnie zwyczajnych miejscach. Reżyser pokazuje, że niemoralne zachowania nastolatków są paniczną odpowiedzią na otaczającą ich biedę, brak miłości i uwagi ze strony rodziców, a także wydarzenia, które przekraczają ich dziecięcą świadomość.
|
Przez znaczną część film Kowalskiego pretenduje do miana bardzo ciekawego i surowego studium dziecięcej patologii |
Od pierwszej minuty Kowalski niespiesznie, leniwie wręcz, buduje atmosferę szorstkości, napięcia oraz niesłabnącej niepewności. Przesycone wulgarnością i agresją sceny z udziałem młodych aktorów zwracają uwagę na ważny problem i to w sposób ciekawy i angażujący. Widz co prawda czuje, że koniec końców coś złego na jego oczach musi się wydarzyć, ale ogląda go z przeświadczeniem, że fabuła zaprowadzi go do czegoś wartościowego. Skala tego, co się wydarzy na ekranie przerasta jednak ludzkie pojęcie i bez wątpienia uderzy w każdego, kto ma choć odrobinę sumienia. Pojawia się tylko pytanie: po co?
|
Trudno pisać o tym filmie, żeby nie zdradzić zbyt dużo, dlatego posłużę się słowami reżysera. Jeśli on je powiedział, to znaczy, że ja mogę je powtórzyć. Taki był zamysł na pokazanie przemocy w filmie: żeby nie pokazywać jej poza kadrem, nie pokazywać jej metaforycznie, tylko pokazać ją w taki sposób, jaka przemoc faktycznie jest w prawdziwym życiu. Ona nie ma nic wspólnego metaforą – mówił o filmie Bartosz M. Kowalski. Trudno mi zaakceptować tę odpowiedź. Nawet jeśli historia była zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami, które w latach 90. wstrząsnęły Wielką Brytanią, to jednak nie usprawiedliwia to pomysłu pokazania tego w taki sposób, w jakim zrobił to reżyser. Kino wielokrotnie już pokazało, że niedopowiedzeniem można zyskać o wiele więcej, niż pokazując wszystko w stosunku 1:1. Odpowiednio dobrany kadr, pomysłowy montaż czy dźwięk niejednokrotnie znacznie bardziej wpływają na wyobraźnię widza, aniżeli bezzasadne operowanie przemocą. Tymczasem Kowalski wrzuca nikomu niepotrzebną scenę sadyzmu i rozkoszuje się reakcjami widza. Wszystko, co tak skrzętnie budował przez cały film, w ostatnim akcie odchodzi w niepamięć, a jego miejsce zajmuje bezsensowne szokowanie dla samego szokowania. "Kino nie takie sceny już widziało" - powiecie. Jasne, choćby w "Wołyniu"! Tylko wiązało się to z jakimś przesłaniem, miało jakiś cel. Tymczasem jedyne, co pozostanie po seansie "Placu zabaw", to zakończenie, będące skurwysyństwem w najczystszej postaci. Nie dość, że bufońskie i demagogiczne, to przede wszystkim nie wynikające z samego filmu i ewidentnie odstające od reszty. Po takiej scenie przed oczami widzę gościa, który czerpie perwersyjną wręcz przyjemność z możliwości ukazania bestialstwa na ekranie. Kamera daje mu przyzwolenie na bawienie się widzem, jego uczuciami i zasłanianie wizją "dzieła z przesłaniem". Bo koniec końców widz nie będzie pamiętał o tym, co dzieje w polskich szkołach. Nie będzie zastanawiał się, jak temu zapobiec i co robić, aby dzieci właściwie się rozwijały. To, co pozostanie w jego pamięci, to bezsensowny karnawał przemocy, którego zresztą wizją dystrybutor bardzo chętnie reklamuje film. Ale czy to reżyserowi wystarcza? Czy zadowala go to, że jego "dzieło" zostanie zapamiętane przez krzykliwe, przekraczające granice etyki zakończenie? Ja na jego miejscu czułbym się zawiedziony. I taki też czuje się po seansie filmu. Więcej. Nie tylko zawiedziony, ale autentycznie wkurzony. Bo jeśli na mnie, dorosłego widza, "Plac zabaw" zadziałał w taki, a nie inny sposób, to wyobraźmy sobie, co dzieje się w głowach tych młodych aktorów.
Ocena:
|
|
PLAC ZABAW (2016)
Tytuł oryginalny: Plac zabaw
Reżyseria: Bartosz M. Kowalski
Obsada: Michalina Świstuń, Nicolas Przygoda, Przemysław Baliński
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
⏰ 23 listopada 2016
Zobacz także:
|
|