To nie jest kraj dla słabych ludzi
Seans "Sicario" przypomina samobójcę grającego w rosyjską ruletkę. Po początkowym potężnym zastrzyku adrenaliny spowodowanym zakręceniem bębenka i naciśnięciem spustu, następuje rozczarowujące ustabilizowanie sytuacji spowodowane pustą komorą. Po krótkim postoju serce znów przyspiesza – gra zaczyna się od nowa...
|
Nie od dziś wiadomo, że Denis Villenueve jest mistrzem w budowaniu atmosfery czarnej i gęstej jak smoła. Poczucie niepewności i podejrzliwości nie opuszcza nas podczas oglądania filmu nawet na minutę. Ba. Napięcie utrzymywać się będzie na długo po zakończeniu filmu. Nie zmienia to jednak faktu, że gdzieś w tych kłębach przytłaczającej człowieka atmosfery zagubiła się historia, która po ułożeniu wszystkich fragmentów wywołuje na naszej twarzy mały grymas rozczarowania.
Główną bohaterką jest młoda agentka FBI Kate Macer (Emily Blunt), która przyłącza się do tajnej akcji CIA mającej na celu rozprawienie się z bossem meksykańskiego kartelu narkotykowego. Macer, która nie za bardzo ma pojęcie o swojej nowej misji, stopniowo poznaje szczegóły operacji, która często ociera się o granicę prawa i moralności.
Zwłaszcza, że bohaterki nikt nie traktuje na serio. Villenueve stawia sprawę jasno: nikogo nie obchodzi, że jesteś kobietą. Nikogo nie obchodzi, że jesteś nowa. Nikt nie ma zamiaru Cię niańczyć. Ty zadajesz pytania, ale mało kto chce, abyś poznała odpowiedzi. Chcesz wiedzieć, jak działa zegar? Najpierw dowiedz się, która jest godzina. Jedyne co możesz zrobić, to obserwować. Zresztą do tematu obserwacji Villenueve podchodzi z perwersyjną dokładnością. Kanadyjczyk wypełnił swój film ujęciami, w których zarówno bohaterowie, jak i widzowie mogą polegać tylko na zmyśle wzroku. Dobrze widać to już w głównej osi fabularnej, kiedy bohaterka poszerza swoją wiedzę o misji właśnie za pomocą podpatrywania "kolegów" w akcji. Ci z kolei dla przykładu przesłuchują meksykańskich imigrantów z tego, co widzieli podczas przeprawy do USA. Na tym odniesienia się nie kończą. Scenarzyści skrzętnie ukrywają coś w ścianach, a pod podłogą zostawiają jakąś tajemniczą skrytkę – widać, ktoś chciał coś ukryć przed innymi. Najdokładniej jednak ukazują to wieńczące film sekwencje, które dzieją się pod osłoną nocy, w labiryncie, w którym, jeśli nie wiesz dokąd zmierzasz, możesz zobaczyć nie to, co trzeba. Emily Blunt w roli policjantki idealistki sprawdza się całkiem dobrze, ale w starciu z dwoma aktorskimi baronami – Joshem Brolinem i (zwłaszcza) Benicio del Toro – ginie odmętach labiryntu. Pierwszy bawi się swoją postacią i gra nonszalanckiego agenta, po którym wszystko spływa, jak po kaczce. Nie jedno już w życiu widział. Nic go już nie zdziwi, nie zaskoczy. Drugi pod płaszczem miłego, acz wycofanego doradcy, kryje nieodgadnione oblicze. "Sicario" zachwyca jednak przede wszystkim formą. Fenomenalny montaż zarówno obrazu, jak i dźwięku, cudne, duszne, klaustrofobiczne kadry do spółki z fantastyczną muzyką Jóhanna Jóhannssona tworzą film z niesamowitym klimatem, w formie niemal idealny. Prolog filmu, jak również sekwencje z konwojem, to techniczne majstersztyki, a bezkresne panoramy z helikoptera zafundowane nam przez dwunastokrotnie nominowanego do Oscara operatora Rogera Deakinsa paradoksalnie podkreślają tylko atmosferę wyobcowania i beznadziei miejsca, w którym toczy się akcja. W pewnym momencie jednak film wytraca swój impet i gubi się we własnym klimacie. Napięcie jest tak potężne, że przeciętne, zbyt banalne wieńczenie historii, nie robi na nas aż tak wielkiego wrażenia, jak moglibyśmy się spodziewać. Mimo to polecam, bo choć nie jest to film aż tak satysfakcjonujący jak "Labirynt" (choć tam też końcówka mnie zawiodła), to nie daje o sobie zapomnieć.
|
Ocena:
SICARIO (2015)
Tytuł oryginalny: Sicario
Reżyseria: Denis Villeneuve
Obsada: Emily Blunt, Josh Brolin, Benicio Del Toro, Daniel Kaluuya
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
Zobacz także:
|
|