Siedmiu wspaniałych - recenzja filmu
Szczęśliwa siódemka
Kiedy usłyszałem, że Antoine Fuqua zabiera się za nakręcenie remake'u "Siedmiu wspaniałych", który zresztą sam jest remakiem (tych, którzy nie wiedzą, odsyłam do "Siedmiu samurajów" Akiry Kurosawy), moja reakcja mogła być tylko jedna – potężny facepalm. Teraz, kiedy jestem po seansie, muszę powiedzieć, że jestem pozytywnie zaskoczony.
Bo okazuje się, że choć historia ta sama, to jednak zupełnie inna. Fuqua korzysta z oryginału(ów) raczej luźno, bardziej na zasadzie tzw. "mrugnięcia okiem", aniżeli stricte odtworzenia kadr po kadrze pierwowzoru(ów). Dzięki temu film nie nudzi, tych którzy oglądali tamte filmy, a jednocześnie pozwala im wyłapywać pojawiające się to tu, to tam smaczki.
Trzon historii pozostaje niezmienny. Siedmiu rewolwerowców łączy siły, aby pomóc w ochronie wioski przed uzbrojoną bandą złoczyńców. Zmienia się jednak wymowa filmu twórcy "Dnia próby". W filmie Kurosawy to samurajowie, czyli kasta uważana w japońskim społeczeństwie za dostojniejszą, lepszą, wyższą podejmowała się próby obrony zwykłych wieśniaków. Z kolei w filmie Johna Sturgesa z 1960 roku biali kowboje ratowali meksykańskich rolników. W tegorocznej wersji "Siedmiu..." natomiast grupa przypadkowych wykolejeńców ratuje przed psychopatycznym bogaczem Bartholomew Bogesem (Peter Sarsgaard) białych osadników. Protagoniści są odzwierciedleniem szerokiego spektrum archetypów rodem z Dzikiego Zachodu, które przez lata budowały westerny. Mamy tu prawego i sprawiedliwego unionistę (Denzel Washington), cierpiącego na zespół stresu pourazowego konfederatę (Ethan Hawke), zapijaczonego cwaniaczka (Chris Pratt), religijnego wielkoluda (Vincent D'Onofrio), kłótliwego Meksykanina (Manuel Garcia-Rulfo), wyciszonego i zdyscyplinowanego Indianina (Martin Sensmeier) oraz walczącego z uprzedzeniami Azjatę o ponadprzeciętnych umiejętnościach walki wręcz (Byung-hun Lee). Wszyscy aktorzy zostali obsadzeni więc zgodnie ze swoim dotychczasowym dorobkiem. Dzięki temu Fuqua nie musi głowić się nad mozolnym budowaniem motywacji bohaterów, ponieważ widz, kojarząc aktorów z bohaterami, jakich grali, momentalnie obdarza ich sympatią.
Można się oczywiście przyczepić, że przez to ulatuje duch pierwowzoru i rozmywa się jego przesłanie. Pewnie, że można. Faktem bowiem jest, że nie ma tu już jasnego podziału na dobrych i złych, szlachetnych i parszywych (co szczególnie widać u Kurosawy), jest tylko fatalistyczne przeczucie, odrobina szaleństwa oraz instynktowna wola walki i przetrwania. W tym wszystkim zupełnie zmienia się także i determinacja prześladowców – ci nastawieni są na zupełny inny rodzaj wyzysku. Boges i jego banda, w przeciwieństwie do oryginałów, nie jawi się jako pasożyt, który z roku na rok nęka małą wioskę, czyniąc tym samym jej mieszkańców niejako niewolnikami. Boges nie jest szefem gangu błąkającego się po bezkresnych stepach Dzikiego Zachodu, a bezwzględnym, socjopatycznym bogaczem, który w drodze do wielkości nie waha się pobrudzić sobie rączek. W wizji Fuquy postać antagonisty to ewidentna aluzja do wielkich tego świata, którzy bez względu na wszystko dążą do osiągnięcia zamierzonego celu. Kiedy więc miasteczko Rose Creek staje się przeszkodą w wielkiej wizji przedsiębiorcy, ten wynajmuje najlepszych specjalistów, aby załatwili sprawę. Jak ktoś do tego podejdzie, to już jego sprawa. Reżyserowi udało się więc nadać historii Wspaniałych zupełnie inny kontekst społeczny; stworzyć za pomocą tak skostniałego gatunku, jakim jest western, (nie)celowy i subtelny obraz współczesnego społeczeństwa amerykańskiego i tego, jak może wyglądać po zbliżających się wyborach prezydenckich. Bo ta przypadkowo zebrana, zróżnicowana rasowo grupa śmiałków u Fuquy próbuje ewidentnie uratować świat – nie bójmy się tego powiedzieć – białych Amerykanów przed nimi samymi. Świat, który przecież pierwotnie do białych Amerykanów nie należał. "To, co utraciliśmy niegdyś w ogniu, kiedyś odzyskamy w popiele" – obiecuje jeden z bohaterów filmu. Jeśli więc "Siedmiu samurajów" i pierwsze "Siedmiu wspaniałych" traktowały o kroczeniu po szlachetnej ścieżce życia i umieraniu w dobrej sprawie, to tegoroczna wersja jest o pozytywistycznej pracy w grupie i wspólnej walce o cel, pomimo różnorodności i sprzecznych niejednokrotnie intencji. I właśnie za tę wartość dodaną do historii, mimo przydługiego zakończenia oraz banalnego i zupełnie niepotrzebnego rozwiązania fabularnego pod koniec, uważam film Fuquy za całkiem udany i na swój sposób świeży.
Ocena:
|
SIEDMIU WSPANIAŁYCH (2016)
Tytuł oryginalny: The Magnificent Seven
Reżyseria: Antoine Fuqua
Obsada: Denzel Washington, Ethan Hawke, Chris Pratt, Vincent D'Onofrio, Manuel Garcia-Rulfo, Martin Sensmeier, Byung-hun Lee, Haley Bennett, Peter Sarsgaard
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
SIEDMIU WSPANIAŁYCH (2016)
Tytuł oryginalny: The Magnificent Seven
Reżyseria: Antoine Fuqua
Obsada: Denzel Washington, Ethan Hawke, Chris Pratt, Vincent D'Onofrio, Manuel Garcia-Rulfo, Martin Sensmeier, Byung-hun Lee, Haley Bennett, Peter Sarsgaard
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
Zobacz także:
|
|