Bujanie w obłokach
Nie ukrywam, że oglądając zwiastun "The Walk. Sięgając chmur" przed projekcją "Everestu" nie byłem nim zbytnio zainteresowany. Nie mogłem wręcz wyjść z podziwu, po co ktoś nakręcił ten film. Zwłaszcza po oscarowym dokumencie "Człowiek na linie" Jamesa Marsha. Co ciekawe jednak, seans "The Walk" okazał się całkiem pozytywnym zaskoczeniem.
|
Robert Zemeckis to marka sama w sobie. Facet dał światu kilka świetnych filmów, które stały się klasykami nie tylko amerykańskiej, ale i światowej kinematografii. Przypomnieć tutaj można chociażby "Powrót do przyszłości", "Forresta Gumpa" czy "Cast Away. Poza światem". Później ten mający litewskie korzenie amerykański reżyser niestety gwałtownie obniżył loty, rozkochując się w animacji wykorzystującej technologię motion capture. Jednak nieoczekiwanie w 2012 roku nakręcił solidny (nomen omen) "Lot" i wielu zaczęło się zastanawiać, czy reżyser aby nie powrócił na właściwe tory.
Nie zmienia to jednak faktu, że do jego najnowszego "The Walk" podchodziłem z olbrzymią rezerwą. "Po co tak solidny reżyser jak Robert Zemeckis wziął się za kręcenie tej historii. Przecież tam nie ma czego opowiadać. Wszystko zostało już powiedziane" – zastanawiałem się. "Koleś wszedł na linę i po tej linie przeszedł. Zgoda, wyczyn niesamowity, ale to by było na tyle. Koniec historii" – zapierałem się. A jednak ku mojemu zdziwieniu reżyser "Forresta Gumpa" wykrzesał z tej niezwykłej, ale jednak prostej i wpisującej się aż nazbyt idealnie w wytarte schematy Hollywood historii całkiem solidny i angażujący film.
Dzięki takiemu zabiegowi z łatwością dajemy się wciągnąć do świata głównego bohatera, a historię śledzimy z niezwykłą lekkością i zaangażowaniem – zwłaszcza po przeniesieniu akcji do Nowego Jorku. To ubajkowienie historii ma też jednak swój minus. Autentyczna opowieść o francuskim artyście linoskoczku koniec końców przestaje być brana na poważnie i traktowana jest raczej jako wesoła bajka na dobranoc. Z każdą kolejną minutą coraz ciężej jest nam odnieść się do faktu, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Bo w filmie wszystko jest przeszarżowane, przejaskrawione, przesadzone. Forma dominuje nad treścią. I choć zazwyczaj preferuję w kinie złoty środek, tym razem dominacja struktury formalnej wyszła filmowi na dobre. Gdyby nie ona, dostalibyśmy po prostu kolejny dramat w stylu "od zera do bohatera". A tak otrzymujemy całkiem zabawną opowiastkę w stylu heist movie, w której główny bohater kompletuje ekipę i – zamiast obrabowywać bank – dokonuje skoku na World Trade Center. Zdecydowanym plusem filmu jest także jego oprawa wizualna i zdjęcia Dariusza Wolskiego. Polski operator ostatnimi czasy ma ręce pełne roboty. Z ekranów polskich kin nie zszedł jeszcze "Marsjanin", do którego Wolski stworzył przepiękne zdjęcia, a tymczasem możemy oglądać jego kolejne dzieło. I choć w "The Walk" widać, że świat wykreowany na ekranie jest sztuczny i komputerowy (inaczej niż w przypadku "Marsjanina", gdzie wszystko wydawało się dosyć realistyczne), to idealnie wpasowuje się w baśniową konwencję filmu. Nie wolno zapominać też o warstwie muzycznej. Po raz kolejny do współpracy przy tym aspekcie Zemeckis zaprosił kompozytora Alana Silvestri. Jego ścieżka dźwiękowa do "The Walk" jest świetna – utrzymana w kreskówkowym, nieco forrestowskim klimacie, bardzo energiczna, podtrzymująca napięcie i zapadająca w pamięć. Jeśli chodzi o aktorstwo, trzeba przyznać, że przy Josephie Gordonie-Levitcie reszta obsady wychodzi dosyć blado i niezbyt ciekawie. No może za wyjątkiem jak zwykle solidnego Bena Kingsleya, który wciela się w przezabawną postać Papy Rudy'ego – głowy rodziny cyrkowej, która przygarnia głównego bohatera. A Gordon-Levitt? Amerykanin niczym bajkopisarz z podrabianym francuskim akcentem opowiada nam bajkę o aroganckim artyście-showmanie, który miał niezwykłą pasję i żył nieprawdopodobnym marzeniem. Petit to nie jedyny główny bohater filmu. Równoprawną postacią w filmie Zemeckisa staje się także nowojorska architektura, a zwłaszcza wieże World Trade Center. Reżyser z utęsknieniem i pewną dozą melancholii wspomina symbol zarówno chluby, jak i klęski Stanów Zjednoczonych i podkreśla, że początkowo budynki nie kojarzyły się Amerykanom zbyt dobrze. To właśnie między innymi za sprawą Philippe'a Petita na legendarne wieże zaczęto patrzeć bardziej przychylnie. Tchnięto w nie życie. Budynki przestały być tylko pustymi bryłami szkła i metalu. Znikające z ekranu jako ostatnie, dwie wieże WTC w wieńczącej scenie filmu jawią się jako symbol minionej epoki, którą siłą wydarto Amerykanom pewnego wrześniowego poranka. Bliźniacze wieże od tamtego tragicznego momentu kojarzą się raczej z głęboką traumą. Zemeckis swoim filmem sprawił, że to wspomnienie choć na chwilę zatraciło swój negatywny charakter, a zastąpiła je malutka łezka nostalgii.
|
Ocena:
THE WALK. SIĘGAJĄC CHMUR (2015)
Tytuł oryginalny: The Walk
Reżyseria: Robert Zemeckis
Obsada: Joseph Gordon-Levitt, Ben Kingsley, Charlotte Le Bon, James Badge Dale
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
THE WALK. SIĘGAJĄC CHMUR (2015)
Tytuł oryginalny: The Walk
Reżyseria: Robert Zemeckis
Obsada: Joseph Gordon-Levitt, Ben Kingsley, Charlotte Le Bon, James Badge Dale
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
Zobacz także:
|
|