Okres świetności dramatu sądowego w USA przypada na lata 40., 50. i 60. Potem było już coraz gorzej. Doszło nawet do tego, że gatunek, z którego niegdyś słynęli Amerykanie, odszedł w zapomnienie. Najnowszy "Sędzia" Davida Dobkina nie sprawi, że nagle będziemy mieli wysyp dramatów wprost z wokandy, ale z sentymentem nawiązuje do swoich poprzedników. I co najważniejsze - robi to całkiem dobrze. |
Dramat sądowy to jeden z tych gatunków filmowych, które dla Amerykanów są szczególnie ważne. Podejmują one bowiem temat prawa i godności człowieka, równości czy sprawiedliwości. Niejednokrotnie stanowi także pochwałę amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Ten w tamtejszych filmach jawi się jako ostoja państwa, bez której kraj popadłby w chaos. Skutki tego chaosu (oczywiście w skali mikro) możemy obserwować właśnie w "Sędzi". Poważany adwokat Hank Palmer (Robert Downey Jr.) mieszka i pracuje w Chicago. Pewnego dnia dostaje telefon z prowincjonalnego miasteczka Carnville, w którym się wychował, że jego matka umarła. Hank wraca zatem w rodzinne strony na pogrzeb. Powrót do domu rodzinnego po kilkunastu latach nieobecności wcale nie oznacza dla niego wzruszającego spotkania z rodziną. Wręcz przeciwnie. Hank utożsamia bowiem swój dom ze wszystkim, co znienawidzone. To najgorsze miejsce z możliwych, a osoby, które teoretycznie powinien darzyć czułym uczuciem, są dla niego największymi wrogami. Z jednej strony zatargi z surowym ojcem, tutejszym sędzią, Josephem (Robert Duvall), dla którego Hank w żadnym wypadku nie jest synem marnotrawnym (Ba! dla niego przestał być synem), z drugiej, dwójka braci, którzy mają mu za złe, że opuścił ich, kiedy oni go potrzebowali. Szalę goryczy przechyli fakt, gdy na miejscu dowie się również, że jego ojciec oskarżony jest o morderstwo. Rodziny się jednak nie wybiera i jak można się spodziewać, Hank będzie starał się odkryć prawdę, a także odbudować zerwane stosunki z rodziną. "Sędzia" to film, jakich już się nie robi. Sprawnie nawiązuje do swoich sądowych poprzedników z dawnych lat, jednocześnie przypominając porządne dramaty z lat 90. Ten film jest po prostu dla każdego. Czy to emeryt, czy student. Czy miłośnik dramatów sądowych, czy fan starkowego Roberta Downeya Jr-a. Każdy znajdzie coś dla siebie. Jest to możliwe dzięki wielowątkowej i wieloelementowej fabule. Oczywiście głównym wątkiem jest tutaj wzajemna relacja ojca i syna, a także ich wewnętrzna przemiana pod wpływem wspólnego celu i siebie nawzajem. Mimo to, mamy tutaj równieżkilka pobocznych motywów, które równie dobrze jak wątek główny angażują widza i wcale go nie zakłócają. Jak na dobry dramat sądowy przystało, większy nacisk kładzie się w tym filmie na psychikę postaci, niż na akcję czy zagadkę. Mimo że znamy dokładnie przebieg sprawy i wiemy jak ona się zakończy, bardziej istotni są dla nas bohaterowie i ich losy. Świetnie sprawdza się pod tym względem duet Downey Jr.-Duvall. Już od pierwszej minuty filmu możemy zaobserwować Roberta Downey Jr-a w typowej dla siebie roli. Bezczelny, uparty i bezkompromisowy mężczyzna o ponadprzeciętnej inteligencji. To wszystko już mieliśmy w "Iron Manie" czy chociażby w "Sherlocku". Muszę jednak przyznać, że w miarę upływu czasu obserwujemy zmianę głównego bohatera: z aroganckiego indywidualisty w typowego everymana z problemem z na linii ojciec-syn. Hank jest równie uparty jak jego ojciec, który mimo iż wie, że nie ma racji, nie pozwoli tego okazać. Słowem: nie daleko pada jabłko od jabłoni. Tyle, że główny bohater sam tego nie dostrzega. Zaślepiony wydarzeniami z przeszłości, nie potrafi odpuścić ojcu jego dawnych grzechów. W wielkim stylu powraca także Robert Duvall - zupełne przeciwieństwo swojego filmowego syna. Joseph jest niczym generał, który rządzi i dzieli na swoim podwórku. Duże znaczenie ma w tym zawód, któremu poświęcił prawie 40 lat swojego życia. Palmer Senior jest sędzią. Sędzią, który prawo utożsamia także z patriotyzmem i tradycją. Zasady stawia na pierwszym miejscu, bez względu na to, czy chodzi o syna, czy o bezwzględnego oprycha. Oprócz ewidentnych różnic w charakterach głównych bohaterów, różni się także pojęcie prawa, w jakie wierzą. To właśnie tutaj najwyraźniej widać, wspomniany przeze mnie na początku tekstu, chaos. Palmer Junior to typowy przykład nowoczesnego adwokata, któremu ciągły napływ spraw zapewniają amerykańskie koncerny. Hank doskonale wie, że w anglosaskim systemie sądownictwa coraz częściej wygrywa się nie prawdą, a odpowiednią prezentacją faktów. Ważna bowiem jest nie prawda, a litera prawa. Ta z kolei opiera się na sztuce perswazji, wpływania na ławników. Liczy się prezencja, umiejętny dobór słów, sędziów przysięgłych i umiejętne wpłynięcie na nich. Palmer Senior z kolei to człowiek z tradycyjnym pojęciem prawa. Bliżej mu do starożytnego kodeksu Hammurabiego i jego słynnego zapisu oko za oko, ząb za ząb. Nie istnieje w jego słowniku termin ugoda. Zasady są proste i nie można ich obejść, a dobry adwokat to nie człowiek, który wygrywa wszystkie sprawy, a człowiek prawy, szczery i honorowy. "Sędzia" to udany film. Mimo że jest oparty na schematach i sprawdzonych wątkach, potrafi widza zaangażować i wciągnąć. Może jest troszkę nieaktualny - estetycznie i tematycznie przypomina filmy z przed dekady lub nawet dwóch - jednak miło jest czasem wrócić do kina, które za zadanie ma przekazać jakiś morał i zmusić do refleksji.
|
Ocena:
SĘDZIA (2014)
Tytuł oryginalny: The Judge
Reżyseria: David Dobkin
Obsada: Robert Downey Jr., Robert Duvall, Vincent D'Onofrio, Vera Farmiga, Leighton Meester, Jeremy Strong
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
Zobacz także:
| |