Żyć wystarczająco długo
Solidny, choć tylko poprawny formalnie dokument, który oddziałuje przede wszystkim na emocje. Tylko tyle i aż tyle.
|
Nic dziwnego, że dzieło Brytyjczyka Asifa Kapadii zastawia sidła na nasze uczucia. Opowiada przecież historię tragicznej postaci – piosenkarki jazzowej Amy Winehouse. Z filmu reżysera "Senny" wyłania się obraz młodej kobiety, która przede wszystkim karmiła się destrukcyjnymi wydarzeniami ze swojego życia, jakby nie wierząc, że z pozytywnym nastawieniem może cokolwiek zdziałać. To właśnie ze swoich najgorszych i najmroczniejszych przeżyć Winehouse czerpała pełnymi garściami inspiracje do swoich bardzo osobistych kawałków, które miały być odpowiedzią na postępujący upadek muzyki głównego nurtu. Można zaryzykować nawet stwierdzenie, że gdyby nie piętrzące się w jej życiu problemy, nie byłoby ani talentu Brytyjki, ani jej największych hitów.
Kapadia tworzy portret bardzo osobisty. Reżyser odrzuca ideę "gadających głów" i pozwala, aby o Amy opowiedziały fragmenty krótkich filmów z jej życia prywatnego oraz głosy jej bliskich padające z offu. Dzięki takiemu zabiegowi Brytyjczyk pozbawił historię tabloidowych blasków fleszy i stworzył dzieło intymne, które na dzień dzisiejszy na pewno mówi o tej utalentowanej wokalistce więcej niż jakikolwiek inny dokument. Zwłaszcza, że reżyser dodaje do swojego filmu teksty utworów Winehouse, co pomaga widzom nie zorientowanym w dyskografii jeszcze głębiej poznać twórczość artystki i pozwala spróbować odgadnąć, jakie myśli piętrzyły się w jej głowie.
Wydaje się także, że zbyt dużo w tym filmie stawia się pytań o to, kto powinien wziąć odpowiedzialność za śmierć głównej bohaterki. Winą obarcza się tutaj ojca dziewczyny, który opuścił rodzinę, kiedy była mała, a gdy pojawiły się pierwsze sukcesy, dziwnym trafem zawsze był u jej boku. Swoje za uszami ma także mąż, Blake Fielder, w którym po uszy zakochana była piosenkarka. Dostaje się również i mediom, które przez lata zarabiały na nieszczęściu Amy i uczyniły z niej obiekt drwin oraz prostackich żartów. Co za tym idzie, rykoszetem obrywamy przecież my wszyscy, którzy się tymi informacjami karmiliśmy. Tylko w tym wszystkim zapomina się o osobie najważniejszej – głównej bohaterce – która okazała się być przede wszystkim bardzo słabą osobą, która pochłaniała jak gąbka zachowania i stany emocjonalne ludzi, którzy ją otaczali. Odnoszę nawet wrażenie, że twórcy jakoś za bardzo ją usprawiedliwiają i starają się ją wybielić. Te wszystkie aktualne zachwyty nad dokumentem, kolejne miliony wyświetleń w serwisie YouTube, a także renesans uwielbienia talentu Winehouse, w moim przekonaniu, wydają się być swego rodzaju "globalnymi" przeprosinami za to, co wszyscy jej "zrobiliśmy". To taki pośmiertny memoriał, który ma wynagrodzić wszelkie szkody, jakie świat uczynił zdolnej artystce. No właśnie. Ale czy to świat jest winny? I czy nie jest to zbyt wygodne?
|
Ocena:
AMY (2015)
Tytuł oryginalny: Amy
Reżyser: Asif Kapadia
Obsada: Amy Winehouse
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
Zobacz także:
|
|