Kancelaria na tylnym siedzeniu
Dobre tempo i płynna historia, nie wymagająca dużych pokładów energii, sprawiają, że film odnajduje się pośród wielu bardziej poważnych dramatów sądowych.
|
Mick Haller (Matthew McConaughey) jest sprytnym, pewnym siebie adwokatem z Los Angeles. Nie ma jednak wielkich pieniędzy i ekskluzywnej posiadłości. Jego kancelaria mieści się na tylnym siedzeniu tytułowej limuzyny, a on sam zajmuje się bronieniem w głównej mierze szumowin – pijanych kierowców, narkotykowych dilerów, drobnych złodziei czy członków gangów motocyklowych. Pewnego dnia jednak Haller dostaje propozycję, która może okazać się punktem zwrotnym w jego karierze. Prawnik ma zająć się obroną bogatego mężczyzny z Beverly Hills, który zostaje oskarżony o brutalne pobicie kobiety poznanej w klubie. Sprawa wygląda na prostą i bardzo dochodową. Jednak to tylko pozory.
"Prawnik z Lincolna" jest filmem, który zna swoje miejsce w szeregu. To dzieło, które nie ma większych ambicji sygnalizowania jakiegoś ważnego problemu czy zwrócenia uwagi na konkretne zjawisko. Od tego są przecież wielkie i poważne dramaty sądowe, które można rozpatrywać na wielu różnych płaszczyznach nawet i dziś, jak chociażby "Dwunastu gniewnych ludzi" Sidneya Lumeta czy "Kto sieje wiatr" Stanleya Kramera. Film Brada Furmana to z kolei kwintesencja dobrej hollywoodzkiej rozrywki w starym stylu.
W dużej mierze to zasługa Matthew McConaugheya, który jest wprost idealny do tej roli. Z resztą film Furmana ogląda się z jeszcze większą przyjemnością, kiedy przypomnimy sobie inne role Teksańczyka. McConaughey zaczynał przecież karierę od ról w "Czasie zabijania" i "Amistad", gdzie wcielał się w młodych prawników idealistów, którzy za wszelką cenę pragnęli obalić dotychczasowe postrzeganie rzeczywistości.
W "Prawniku z Lincolna" McConaughey tworzy jednak postać zupełnie odmienną. Jego Haller jest człowiekiem sprytnym, cynicznym i wyrachowanym. Człowiekiem, który instrumentalnie traktuje prawo i zdaje sobie sprawę, że proces to w istocie spektakl, w którym liczą się oratorskie zdolności i siła perswazji. Wie, że w świecie, w którym żyje, wymierzanie sprawiedliwości nie ma nic wspólnego z literą prawa i sprawnie to wykorzystuje. Jednak pomimo wszelkich działań, które niejednokrotnie są moralnie wątpliwe, stara się być człowiekiem z zasadami, który za wszelką cenę chce przysłużyć się sprawie oraz ochronić siebie i swoich bliskich. Już dla samego teksańskiego uśmieszku McConaugheya ten film jest godny polecenia. "Prawnik z Lincolna" okazuje się więc być filmem, który ogląda się naprawdę przyjemnie. Czas podczas seansu mija bardzo szybko, a film nie jest ani strasznie przewidywalny, ani zbyt naiwny. To po prostu sprawnie rozegrana fabuła z troszkę schematycznymi wzorcami, którą ogląda się od początku do końca, bez sprawdzania zegarka co pięć minut.
"Kino na wokandzie" to filmowy cykl poświęcony wybitnym dramatom sądowym. Co jakiś czas na blogu pojawiać się będzie recenzja filmu/serialu z prawnikami, sądem, prawem i sprawiedliwością w roli głównej. Lista filmów znajduje się tutaj.
|
PRAWNIK Z LINCOLNA (2011)
Tytuł oryginalny: Lincoln Lawyer
Reżyser: Brad Furman
Obsada: Matthew McConaughey,
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
Zobacz także:
|
|