Dziwny jest ten świat...
Zjednoczone Emiraty Arabskie. Kraj kontrastów. Z jednej strony państwo kojarzone z petrodolarami, blichtrem, szalonymi projektami sztucznych wysp i supernowoczesnymi drapaczami chmur pokroju Burj Khalify, z drugiej miejsce, gdzie spotkanie rodowitego Emiratczyka graniczy z cudem. I właśnie ten dysonans starał się przybliżyć Przegląd Kina Emirackiego organizowany m.in. w Kinie pod Baranami. |
Kinematografia w Zjednoczonych Emiratach Arabskich przez długie lata zupełnie nie istniała, a to ze względu na specyfikę kraju – kolosalne różnice między miastami takimi jak Dubaj czy Abu Dhabi a resztą kraju, a to z powodu masowych migracji twórców do innych, wysoko rozwiniętych krajów świata. Według Sebastiana Gadomskiego, wykładowcy na Katedrze Arabistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, 95 procent filmowców opuszczało Emiraty, aby uczyć się fachu na Zachodzie, chociażby w Stanach Zjednoczonych czy Kanadzie.
Podobną drogę obrał gość specjalny przeglądu, Nawaf Al-Janahi, który po ukończeniu szkoły średniej wyjechał do Kalifornii, by tam rozpocząć studia filmowe. Po powrocie do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Al-Janahi nie tylko produkował i reżyserował niezależne filmy krótkometrażowe i pełnometrażowe, ale także zajął się propagowaniem kina emirackiego w ramach Emirati Cinema Campaign. Podczas przeglądu zaprezentowano drugi pełnometrażowy film emirackiego reżysera, "Sea Shadow". Akcja skupia się wokół pary nastolatków – Mansoora i Kalthamy – którzy, mieszkając w małej nadmorskiej miejscowości gdzieś w emiracie Ras al-Chajma, mierzą się z wieloma problemami okresu dorastania, a także z nie do końca zrozumiałymi dla nich lokalnymi konwenansami, wieloletnią tradycją i dającą o sobie znać stopniową laicyzacją społeczeństwa.
Kadry z filmu "Sea Shadow"
Druga strona medalu W "Sea Shadow" obserwujemy w wersji mikro trudności, z jakimi mierzą się ZEA. Związani z rodziną i głęboko zakorzenieni w tradycyjnych wartościach bohaterowie muszą odnaleźć odwagę do kształtowania swojego życia według własnych uczuć i przekonań. Film ukazuje tytułowy cień, który pokrywa to niespełna 10-milionowe państwo. Z przekazów medialnych widzimy bowiem otwarty na świat, dynamicznie rozwijający się kraj, w którym na dubajskiej ulicy znajdziemy złote lamborghini przystrojone felgami w diamenty, a w środku, na siedzeniu pasażera, potulnego geparda z łańcuchem na szyi. Tymaczem Al-Janahi ukazuje nam drugą stronę medalu – małe nadmorskie miasteczko, wyizolowane od reszty kraju, gdzie mieszkańców nie stać nawet na zakup wysłużonego telefonu komórkowego, a sorbet w upalne dni rozwozi się w małych lodóweczkach przymocowanych do rowerowego bagażnika. Zmagania młodego człowieka w drodze ku dorosłości mają bardzo uniwersalny charakter, bez względu na długość i szerokość geograficzną, dlatego perypetie głównego bohatera dla Al-Janahiego stanowią idealny pretekst do ukazania lokalnego środowiska i prawideł, jakie nimi rządzą. I choć sercem filmu jest tamtejsza kultura oraz tradycja, reżyser prezentuje nam historie w nieco amerykańskim stylu. Niestety Al-Janahiemu zdarza się kilkukrotnie tracić uwagę widza. Być może jest to wina niespiesznego tempa filmu, który pozbawiony został mocniejszych zwrotów akcji i klimaksów, a być może pewnej nierówności dzieła, któremu w kilku momentach brakuje emocji, a w innych zdarza się przesadnie manipulować widzem, zwłaszcza poprzez sugestywną muzykę, która zmusza odbiorcę do konkretnego, zero-jedynkowego oceniania wydarzeń obserwowanych na ekranie. W ogólnym rozrachunku "Sea Shadow" staje się jednak niezwykle ciekawym portretem Zjednoczonych Emiratów Arabskich, przynajmniej tej mało znanej części. Reżyser ukazuje istotną rolę, jaką pełni w rodzinach emirackich tradycja, a także przedstawia, sprzecznie do "ogólnodostępnego" wizerunku bogatego i rozrzutnego kraju, trywialność życia. To wszystko tworzy charakterystyczną atmosferę, która pomaga widzowi identyfikować się z bohaterami, nawet jeśli reprezentuje on zupełnie inne wartości.
Nawaf Al-Janahi podczas Q&A w krakowskim Kinie pod Baranami
Jak to jest być Emiratczykiem? Niedzielny zestaw krótkometrażówek otworzył pokaz "The Intruder" Majida Al-Ansariego. Stworzony na modłę kina Roberta Rodrigueza czy Quentina Taranino film to campowa, b-klasowa zabawa konwencją kina eksploatacji, gdzie z pozoru sielankowy przejazd przez pustynię pod osłoną głębokiej nocy zamieni się bliskie spotkanie trzeciego stopnia z intruzem z kosmosu, który, choć wygląda niepozornie, okaże się być przyczyną zguby (nie)przypadkowej pary i ich nienarodzonego dziecka. "Sabeel" Khalida Al-Mahmooda to z kolei historia dwóch chłopców, którzy żyją w małym domku w górach wraz z ciężko chorą babcią. Aby zarobić na lekarstwa dla starszej kobiety, całe dnie spędzają na uprawie i sprzedaży warzyw. Długie ujęcia, kręte drogi prowadzące przez wysokie góry, w końcu mały domek i dwóch chłopców. To wszystko składa się na głęboki, intymny portret odizolowania od świata. Nie znamy imion postaci, nie wiemy skąd pochodzą. Bohaterowie nie wypowiadają ani jednego słowa, a ich ekspresję ograniczono do minimum. Jedyne zatem, co możemy zrobić, to obserwować i bić się z myślami: czy ich babcia umrze, kiedy zabraknie jej lekarstwa? Jak będą sprzedawać warzywa, kiedy zepsuje im się motor? Dlaczego nikt się nie zatrzyma i nie kupi od nich tych paru pomidorów, papryk i bakłażanów? Czy my byśmy się zatrzymali? I nieważne, że fabuła jest prosta i przewidywalna – wciąż pozostawia nas z buzującymi wewnątrz emocjami i gwarantuje długie przemyślenia o gorzkiej naturze życia.
Przez cały film widzimy reakcje kobiety, które napływają do jej mózgu niczym tsunami niszczące wszystko na swojej drodze. Widzimy jak bohaterka przechodzi od szoku do świadomości, od żalu do zaprzeczenia, a nawet do fantazji, kiedy wyobraża sobie, że jej leżąca obok rodzina żyje. Tylko kiedy iluzja miesza się z rzeczywistością, nasz umysł ujawnia głęboko skrywane lęki i tajemnice – zdaje się mówić nam krótkometrażowy film Abdulli Ahmeda Hassana.
"Sunset State" Mustafy Abbasa to już opowieść o dwóch mężczyznach z poważnymi problemami z przeszłości, którzy pewnego dnia odkrywają, że są sąsiadami. Film zabiera nas w fascynującą podróż w myśli, marzenia i wspomnienia tej dwójki. Poznajemy, co czują i jak przeżywają. Różni ich dosłownie wszystko – pochodzenie, wiek, stan majątkowy. Jeden to amerykański powieściopisarz, drugi emiracki student. A jednak mimo różnic, mają ze sobą wiele wspólnego – oboje stracili radość z życia i nie za bardzo wiedzą, jak ją odzyskać. Nostalgiczna przypowieść, która pokazuje, że ludzie nie są stworzeniami, które kierują się logiką, ale raczej emocjami.
Kadry z filmów: "The Intruder", "Sabeel", "Smaller than the Sky", "Sunset State"
Ponad podziałami |
Największym zaskoczeniem okazał się dla mnie jednak dokument "As One: The Autism Project", który nie tylko pokazał ważny problem poprzez arcyciekawą inicjatywę, ale także zwrócił uwagę nad wygląd dzisiejszych bogatych, bardzo często multikulturowych rejonów Zjednoczonych Emiratów Arabskich. 1 na 50 dzieci w ZEA choruje na autyzm – dowiadujemy się z dokumentu. I choć świadomość na ten temat w państwie sukcesywnie rośnie, dzieci dotknięte tą chorobą i ich rodziny na każdym kroku spotykają się z odrzuceniem oraz niezrozumieniem. "As One" jest więc poruszającym filmem dokumentalnym, który koncentruje się na dzieciach, ich rodzicach i nauczycielach biorących udział w specjalnym teatralno-muzycznym projekcie. Program ma na celu podniesienie świadomości na temat zaburzenia w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Dziesięcioro dzieci pochodzących z różnych środowisk, z różnych krajów, wyznających różne religie, ale mieszkających w ZEA, wzięło udział w warsztatach muzycznych, tanecznych i komediowych, które wieńczył spektakl wystawiony dla specjalnie zaproszonej publiczności w jednym z teatrów w Abu Dhabi.
Bałem się, że film Hany Makki będzie żerował na nieszczęściu tych dzieci i będzie sterował emocjami widza, tymczasem otrzymałem dzieło szczere, poruszające, bogate w niczym nieskrępowaną radość, olbrzymią nadzieję i niezwykle wzruszające momenty, podczas których łza sama kręciła się w oku. Dokument daje nie tylko solidną porcję informacji o autyzmie, ale także przywraca wiarę w ludzką bezinteresowność i serce, które przezwycięży wszelkie podziały.
Kadry z filmu "As One: The Autism Project"
Pierwszy w Polsce Przegląd Kina Emirackiego pokazał, że dynamiczny rozwój kraju przyczynia się także do lepszego funkcjonowania tamtejszego przemysłu filmowego, a emirackie organizacje nie godzą się na to, aby kraj był kojarzony wyłącznie z planami filmowymi "Gwiezdnych wojen" i "Szybkich i wściekłych", ale także z dobrym rodzimym kinem wspieranym przez lokalnych twórców. Do zobaczenia za rok!
Spodobał Ci się tekst? Podziel się nim ze znajomymi i polub stronę bloga na Facebooku, żeby być bliżej tego, co dzieje się w mojej głowie. Koniecznie daj znać, co sądzisz o Przeglądzie w komentarzu pod wpisem lub na Twitterze czy Facebooku.
|
Zobacz także:
|
|