Bez kontrowersji
Reżyser filmu o ludziach, którzy w swoim życiu wiele razy ryzykowali, zdecydowanie sam powinien o wiele bardziej zaryzykować.
|
"To, co imponującego zrobił rap, to pokazał, ile na świecie jest ludzi głuchych na dźwięki. Wszystko, czego potrzebują, to bębny i ktoś, kto będzie się do tego wydzierał. Rap to dużo słów, które mało mówią. To rynek dla ludzi, którzy nie umieją odróżnić jednej nuty od drugiej" – powiedział niedawno w wywiadzie Keith Richards. Czego by nie mówić o rapie i sposobie powstawania utworów, wydaje się, że gitarzysta Rolling Stonesów najwyraźniej przeleżał gdzieś na narkotykowym haju czasy, kiedy N.W.A. tworzyło swoją muzykę.
Bo ten wydawałoby się początkowo nic nie znaczący hiphopowy kolektyw założony przez grupkę kumpli wywodzących się z Compton zaczął tworzyć muzykę, która nie tylko poruszała tłumy, skłaniała do refleksji i dyskusji, ale także potrafiła zmusić do działania. To ona wywoływała zamieszki, fale protestów, sprawiała, że ludzie wychodzili na ulicę. I nie każdy muzyk może się tym poszczycić, Panie Richards. Chłopaki z N.W.A. przez wiele lat byli uważani za najważniejszą grupę hiphopową Zachodniego Wybrzeża, a od FBI otrzymali nawet przydomek "najniebezpieczniejszej grupy świata". I to głównie dlatego, że ich teksty przepełnione były wulgaryzmami, przemocą i nienawiścią do władz. Ich "Fuck tha Police" znany był do tego stopnia, że utwór zyskał miano hymnu czarnoskórych nastolatków, którzy wychowywali się w ubogich dzielnicach wielkich metropolii. A od momentu premiery w 1988 roku, powyższe wyrażenie siłą wdarło się do popkultury i stało się sloganem masowo drukowanym na koszulkach, umieszczanym w dziełach sztuki, a nawet wykorzystywanym w innych gatunkach muzycznych.
Oskarżani o propagowanie narkotyków i nawoływanie do przemocy, odpowiadali: "Opisujemy to, co nas otacza: gangsterskie porachunki, handel narkotykami, rasizm policji". Nie da się więc ukryć, że zespół swoimi do bólu szczerymi tekstami trafił na żyzną glebę dorastającego do buntu pokolenia poniżanych Amerykanów. Gangsta rap, którego pionierami było N.W.A., był tylko jednym z czynników buntu, który potem na zawsze zmieni oblicze Ameryki.
I właśnie tę siłę muzyki kalifornijskiego zespołu pokazuje najnowsze dzieło F. Gary'ego Graya – reżysera, który tworzył teledyski członka N.W.A. – Ice Cube'a. I to właśnie odświeżone przez Dr. Dre kawałki stanowią główny atut "Straight Outta Compton". Nie tylko prezentują nową jakość, ale pokazują także, że pomimo upływu tylu lat hity N.W.A. nadal potrafią bujać tłumami, są pełne energii, bezpretensjonalności i szczerości. Sceny z koncertów kalifornijskiej grupy tryskają energią do tego stopnia, że jeśli kiedykolwiek wejdę w posiadanie tego filmu na DVD czy Blu-ray, to mogę oglądać tylko same ujęcia z trasy. Tych wszystkich epitetów zabrakło jednak samemu filmowi. "Straight Outta Compton" do bólu przypomina standardową biografię i gdyby nie porządny kawał ścieżki dźwiękowej, ten film najprawdopodobniej w ogóle by nie zaistniał. To po prostu kolejna historia pośród wielu innych filmowych biografii znanych muzyków. Historia N.W.A. – najniebezpieczniejszej grupy świata – staje się tutaj potulna jak baranek, jest bezpieczna i bardzo asekuracyjna. Nie ma w niej żadnych kontrowersji. Producenci filmu, Ice Cube i Dr. Dre, zadbali o to, aby za bardzo nie zaburzyć swojego wizerunku porządnych biznesmenów (pierwszy z powodzeniem wszedł na filmowy rynek: pisze scenariusze i występuje w filmach; drugi z kolei rządzi i dzieli na rynku muzycznym, dał światu najbardziej rozpoznawalny model słuchawek). "SOC" jest więc pełne standardowych klisz, efektownych scen i sprawdzonych zagrań, które wydają się być nieszczere oraz płytkie. Pozwalają sądzić, że ktoś tu nie chciał zbytnio zagłębiać się w szczegóły. Zarówno historia, jak i sposób kręcenia wydają się być dziwnie sztuczne i sterylne. Oglądając film, nie udzieli się nam atmosfera beznadziei, jaka panowała w amerykańskich gettach na przełomie lat 80. i 90. Nie poczujemy również żadnego napięcia, zarówno jeśli chodzi o konflikt między członkami zespołu, a także w szerszym kontekście: między czarnoskórą społecznością Ameryki a białą władzą. Dzielnice biedy nie wydają się być niczym innym jak kawałkiem scenografii. I choć film Graya nie budzi takich emocji jak wspomniane w filmie "Chłopaki z sąsiedztwa" i nie posiada zaangażowania charakterystycznego Spike'owi Lee, to momentami bywa zatrważająco współczesny i przywołuje na myśl chociażby historię Oscara Granta, 22-letniego afroamerykańskiego chłopaka, który w 2009 roku został zastrzelony przez policjanta na stacji Fruitvale w Oakland czy ostatnie wydarzenia w Ferguson i Baltimore.
|
Ocena:
STRAIGHT OUTTA COMPTON (2015)
Tytuł oryginalny: Straight Outta Compton
Reżyser: F. Gary Gray
Obsada: Jason Mitchell, O'Shea Jackson Jr., Corey Hawkins, Neil Brown Jr., Aldis Hodge, Marlon Yates Jr., R. Marcos Taylor, Paul Giamatti
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
Zobacz także:
|
|