"Lubi pan filmy szpiegowskie?" – mówi Valentine (Samuel L Jackson) do Harry’ego Harta (Colin Firth). Ten odpowiada: "Współczesne są na mój gust zbyt poważne, ale te stare… Cudowne. Nie ma to jak naciągana fabuła". Ten cytat najlepiej oddaje charakter najnowszego filmu Matthew Vaughna, który bez skrupułów naśmiewa się z tajnych agentów takich jak Jack Bauer, Jason Bourne czy król agentów – James Bond. |
Kto zna wcześniejsze filmy w dorobku Vaughna, ten wie, że 44-letni reżyser od początku swojej kariery obracał się w tematyce kryminalnej i gangsterskiej. Największy sukces przyniosła mu jednak adaptacja komiksu "Kick Ass" autorstwa scenarzysty Marka Millara. Widać, że panowie nawiązali nić porozumienia, bowiem ich współpraca zaowocowała ożywieniem kolejnego komiksu Millara, w którym Vaughn parodiuje kino szpiegowskie i bawi się nie tylko konwencją, ale i popkulturą.
Harry Hart (aka Galahad) to doświadczony agent służb specjalnych, który bierze pod swoje skrzydła ambitnego żółtodzioba Eggsy’ego (Taron Egerton). Chłopak jest synem agenta, który niegdyś uratował Hartowi życie, przez co mężczyzna czuje się za niego szczególnie odpowiedzialny. Bohaterom przyjdzie się zmierzyć ze złowrogim miliarderem Valentine’em, który planuje dokonać masowego mordu ludności na całym świecie. Przeniesiony na ekrany komiks "Secret Service" to nic innego jak umiejętnie poprowadzony pastisz filmów szpiegowskich. Vaughn stroi sobie żarty ze wszystkiego i ze wszystkich. Mamy tutaj elegancko ubranych agentów w garniturach, którzy posługują się przeróżnymi gadżetami, znają najróżniejsze sztuki walki, a po pracy popijają prawdziwe Martini (wstydź się ostatni Bondzie ze swoim piwkiem!). Jest też przerysowany do granic możliwości czarny charakter i jego seksowna pomocnica, przyozdobiona stalowymi protezami nóg, którymi pozbawia kończyn swoich przeciwników. Akcja, zwłaszcza w drugiej części filmu, pędzi na złamanie karku, a każda kolejna scena będzie nie lada gratką dla fanów gatunku – twórcy zadbali o to, aby wydarzenia na ekranie były zgrabnymi odwołaniami do klasyków kina szpiegowskiego. I to właśnie odniesienia do innych filmów z tajnymi agentami w roli głównej są najmocniejszą stroną dzieła twórcy "Gwiezdnego pyłu". Podobnie rzecz tyczy się także bardzo dobrej i sprawnej realizacji (scena w Kościele to po prostu techniczne mistrzostwo – idealnie obrazuje walczące w Harcie sprzeczności – buntowniczość dziecka i grację gentelmana). "Kingsman: Tajne służby" prawdopodobnie nie każdemu przypadnie do gustu z racji jego stylizacji. Pastisz i parodia wylewają się prawie z każdego kadru, a niektóre żarty przekraczają granice dobrego smaku, zahaczają o infantylizm i obnażają miałkość scenariusza. Śmiało mogę jednak powiedzieć, że są w tym filmie takie perełki, które spokojnie pozwolą Wam zapomnieć o niektórych niedociągnięciach. Jeśli więc zdecydujecie się na seans (jeszcze gdzieniegdzie grają, ale radzę się spieszyć), musicie spodziewać się dosłownie wszystkiego. Sceny poważne (np. problemy rodzinne Eggsy’ego) przeplatają się tutaj z groteskowymi, a sam film, mimo postaci absurdalnej parodii, paradoksalnie staje się lekkim hołdem dla starego, dobrego kina szpiegowskiego.
|
Ocena:
KINGSMAN: TAJNE SŁUŻBY (2014)
Tytuł oryginalny: The Secret Service
Reżyseria: Matthew Vaughn
Obsada: Taron Egerton, Colin Firth, Samuel L. Jackson, Mark Strong, Michael Caine, Mark Hamill
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
Zobacz także:
|
|