Filmbuk
  • CYKLE
    • W 80 dni dookoła świata
    • Kino na wokandzie
    • Przewodnik filmowy
  • RECENZJE
    • Filmy
    • Seriale
  • FELIETONY
  • OBSERWUJ
    • Facebook
    • Twitter
    • Snapchat
    • Instagram
    • YouTube
    • Periscope
  • KONTAKT

Morderstwo w Orient Expressie - recenzja filmu

29/11/2017

Komentarze

 
  • Obraz
Morderstwo w Orient Expressie - recenzja filmu



​Wsiąść do pociągu byle jakiego...



Kenneth Branagh, któremu sławę przyniosła ekranizacja szekspirowskiego "Henryka V", tym razem sięga po jedną z najbardziej znanych powieści detektywistycznych Agathy Christie, czyli "Morderstwo w Orient Expressie". W podróż zaprasza też gwiazdy kina: Penelope Cruz, Johhny'ego Deppa, Judi Dench i Willema Dafoe. Szkoda tylko, że pod powierzchnią ekskluzywnego pociągu skrywa się zardzewiała kolej regionalna.

"Morderstwo w Orient Expressie" Branagha to druga – nie licząc wersji telewizyjnych – ekranizacja powieści Agathy Christie. Pierwszą wyreżyserował Sidney Lumet, który na planie zgromadził m.in. Seana Connery’ego, Ingrid Bergman, Vannessę Redgrave czy Alberta Finneya.

Historia rozgrywa się w tytułowym luksusowym pociągu. W jednym z przedziałów zasztyletowany zostaje amerykański przedsiębiorca. Prywatny detektyw, Hercules Poirot, podejmuje się zadania wskazania mordercy spośród trzynastu pasażerów w przedziale.
​
Z całą pewnością przy okazji seansu "Morderstwa w Orient Expressie" nie zadziałał u mnie aspekt najważniejszy w tego typu historiach, czyli efekt zaskoczenia kryminalną intrygą. Sprawa jest prosta – po prostu wiedziałem, jak się sprawy potoczą. Absolutnie nie jest to jednak argument usprawiedliwiający Kennetha Branagha, ponieważ oglądając film Sidneya Lumeta z 1974 roku również znałem – nomen omen – koleje tej opowieści. I choć daleki jestem od idealizowania wersji reżysera "Dwunastu gniewnych ludzi", to przy filmie Brytyjczyka jego "Morderstwo…" to kino wręcz doskonałe.


Obraz


​Bilet w jedną stronę


Lumet miał o wiele mniej środków na stworzenie zapierającego dech widowiska – ograniczenie akcji do paru przedziałów międzynarodowego ekspresu zawęziło możliwości filmu i zmusiło go do skupienia się na dedukcyjnym potencjale detektywa Poirot – a mimo to udało się mu stworzyć duszną atmosferę niepewności i wzajemnych podejrzeń. Tymczasem Branagh, z workiem pełnym pieniędzy, często wychodzi poza tytułowy pociąg, bawi się feeriami efektów specjalnych, ukazując maszynę w malowniczych, baśniowych wręcz kadrach, ale ostatecznie wszystko to na nic, bo intryga z każdą minutą przestaje angażować.

W dwie godziny opowiedzieć równocześnie o czternastu postaciach? Wyzwanie to niebywałe. Lumet doskonale zdawał sobie z tego sprawę i obsadził swe gwiazdy w rolach najbardziej dla nich typowych. Reżyser otrzymał rzadki w kinie efekt przeniesienia na postaci życiorysu bohaterów typowych dla danego aktora. Weźmy takiego Seana Connery'ego – legendarnego Jamesa Bonda – który w "Morderstwie w Orient Expressie" Lumeta grał oficera armii brytyjskiej. Widz podświadomie przenosił więc cechy charakterystyczne dla Agenta Jej Królewskiej mości na postać Pułkownika Arbuthnotta.

Branagh niby ze swoimi bohaterami robi podobnie, ale jego imponująca obsada, niczym nie odstająca od filmu Lumeta, nie potrafi wykreować na ekranie pełnokrwistych postaci. Jego aktorzy miotają się po scenografii bez ładu i składu, bez odpowiedniej dla tego typu historii choreografii. Ostatecznie więc jedyne co widzimy, to głośne nazwiska: Cruz, Depp, Dench, Dafoe. Cóż z tego, skoro między nimi nie ma żadnej chemii; te indywidualności są jakby same dla siebie – rzucają na prawo i lewo swoje kwestie, są w tym na tyle nieprzekonujący, że im po prostu nie wierzymy.

Do tego dochodzi jeszcze kiczowaty klimat, czasem traktowany z przymrużeniem oka, czasem ze śmiertelną powagą, a na zakończenie serwowany jest nam zupełnie niepotrzebny nikomu patos. Tam, gdzie Lumet stawiał gorzkie pytania o naturę sprawiedliwości i decydował się na moralną dwuznaczność, tam Branagh wciska emocjonalny szantaż, powierzchowność i pompatyczność ładowaną łopatą niczym węgiel do pieca legendarnego ekspresu. Nie wiem, jak wy, ale ja wysiądę na następnej stacji.

​29 listopada 2017

Ocena:
Obraz

​◀ Kryptonim HHhH - recenzja
Tunel - recenzja ▶

Komentarze
comments powered by Disqus

​
​​​Copyright © Filmbuk. 2015 •
All rights reserved.

Wspierane przez
Wspierane przez
✕