Ryan Gosling właśnie debiutuje w roli reżysera. Nie on pierwszy i nie ostatni. Swoich sił wcześniej próbowali przecież chociażby Charlie Chaplin, Bill Murray, Sean Penn czy Steaven Seagal. Także James Franco. I właśnie z tym ostatnim Gosling ma chyba najwięcej wspólnego. Aktor znany z roli w "Fanatyku" od paru lat skutecznie odkleja od siebie metkę hollywoodzkiego pięknisia i staje się ikoną kina niezależnego. |
I to właśnie reżyserskim debiutem przypieczętowuje swoje miejsce w kinie. Jego "Lost River" to zawieszona gdzieś między jawą a snem surrealistyczna baśń grozy, która urzeka połączeniem pozornie prostej historii z finezyjną oprawą wizualną.
"Nie opuścimy żadnego dziecka" – głosi slogan na murze jednej z opuszczonych szkół w pierwszych minutach filmu. Coś poszło jednak nie pomyśli rządzących, bo wydarzyła się sytuacja wręcz odwrotna. Dzieci w Lost River zmuszone są radzić sobie same, nikt nawet nie myśli o tym, żeby im pomóc. Podobnie rzecz tyczy się tytułowego miasta, które staje się "opuszczonym dzieckiem" Ameryki. Dzieckiem, które pozostawiono na pastwę losu, kiedy było w potrzebie. Gosling pod wiele znaczącą nazwą miasta ukrywa (ale niezbyt mocno) szereg nawiązań do Detroit. Niegdyś symbol amerykańskiej bonanzy, dziś miasto duchów. Miasto, które od lat 50. XX w. straciło około 60% swojej populacji, gdzie w 2012 r. średnia cena domu wynosiła 7500 dolarów, a rok później 47 domów wystawiono na sprzedaż za 500 dolarów i mniej, a pięć posiadłości wyceniono na symbolicznego dolara, przytłacza swoim upadkiem, samotnością, pustką. Przygnębia także świadomością tego, czym było kiedyś, a czym pozostaje dzisiaj. Szczególnie mieszkańców, którzy zmuszeni są żyć w mieście wspomnień niczym duchy. Mieście, które samo jest jak zjawa, koszmar senny.
opiekuje się babcią oglądającą w kółko pamiątkowy film ze swojego wesela. Bohaterowie snują się więc po okolicy i wydają się być ostatnimi, którzy posiadają jakiekolwiek oznaki człowieczeństwa.
Wizja Goslinga przypomina nieco postapokaliptyczne spojrzenie George’a Millera z "Mad Maxa" (recenzję najnowszej części znajdziecie tutaj), tyle że ta aktora zdaje się być odrobinę nam bliższa. Świat, który Gosling-reżyser kreuje na ekranie jest światem wyzbytym z wszelkich dobrych wspomnień, w którym dominują prymitywizm i degeneracja. Postępujące wynaturzenie sprawia, że ludzie poszukują miejsc, w których nikt na nich nie patrzy, a w których mogą oddać się swoim mrocznym fantazjom. W spełnianiu tych pragnień pomaga lokal, w którym pracuje Billy. To tutaj stali bywalcy realizują swoje najbardziej perwersyjne potrzeby. Prowadzony przez bezwzględnego, wyuzdanego bankiera Dave’a (Ben Mendelhson) owiany złą sławą klub – inspirowany prawdziwym, paryskim teatrem z końca XIX wieku Grand Guinol – specjalizuje się w naturalistycznych przedstawieniach zbrodni i horrorów. To tutaj każdy może oddać się wymazywaniu swojego człowieczeństwa i wspomnień, które to człowieczeństwo budowały. Bestialska burleska staje się więc swego rodzaju formą propagandy, która unifikuje myślenie widzów, a właściciel okazuje się być kreatorem masowej wyobraźni. O postępującym zezwierzęceniu Lost River świadczą także imiona bohaterów. Bones (Kości) i Rat (Szczur) ukazują, że w świecie wykreowanym przez Goslinga ludzie przestają być traktowani jako byty odrębne od świata rzeczy i przyrody, w tym także zwierząt. Jest odwrotnie. To przecież szczur bohaterki Ronan otrzymuje ludzkie imię Nick. Zresztą wysiłek wkładany w opiekę nad tym zwierzęciem, a także kolejne próby zachowania domu, jak również naprawy samochodu to nic innego jak nieustające dążenie zachowania resztek godności osoby ludzkiej. Szczur, dom i samochód wyznaczają główny cel w życiu postaci filmu, a także okazują się być ich nadzieją i ostatnią ostoją człowieczeństwa. Nie da się ukryć, że Gosling, kręcąc swój pierwszy film, inspirował się swoimi bardziej doświadczonymi kolegami po fachu. W projekt zaangażowali się producenci "Drive" oraz kompozytor kilku utworów do tego filmu – Johnny Jewel, a autorem zdjęć został Benoit Debie – operator dwóch filmów Gaspara Noego i głośnego "Spring Breakers". W "Lost River" czuć więc wpływ refnowskiego "Drive’a" i "Tylko Bóg wybacza" (Nicolas Winding Refn to prywatnie przyjaciel Goslinga), a oniryczny nastrój przypomina filmy Guillermo del Toro (ponoć sam reżyser był zachwycony debiutem aktora). W dalszej kolejności można by wymieniać Jima Jarmusha, Gaspara Noego, Terrence'a Mallicka czy Davida Lyncha. Tylko po co, skoro z "Lost River" wychodzi całkiem zgrabne połączenie kiczowatego teledysku z ciężkim, dusznym dramatem rodzinnym, w którym widać ogromne oddanie i determinację reżysera, który poszukuje i tworzy z pasji.
|
Ocena:
LOST RIVER (2014)
Tytuł oryginalny: Lost River
Reżyseria: Ryan Gosling
Obsada: Christina Hendricks, Iain De Caestecker, Saoirse Ronan, Matt Smith, Ben Mendelsohn, Eva Mendes
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
Zobacz także:
|
|