Sicario 2: Soldado - recenzja filmu
|
|
|
|
Zderzenie w filmie Villeneuve'a dwóch przeciwstawnych postaci - Kate Macer i Matta Gravera - owocowało ciekawymi konfrontacjami i konfliktami. Dziś, kiedy nie ma już bohaterki Emily Blunt, szala przechyla się w jedyną możliwą stronę - a jest to oczywiście strona twardego jak skała Gravera (Josh Brolin), który w jednej ze scen dobitnie proklamuje, że robi, co chce, bo "jest wyjątkowy". Tej pękającej od testosteronu i bezpardonowej brutalności historii nie pomaga nawet tajemnicza (dotąd) postać ogarniętego żądzą zemsty Alejandro (Benicio del Toro), który dostaje w filmie żałosny wątek wydarty rodem z melodramatu końca lat 90. Kiedy więc w ostatnich minutach "Sicario 2: Soldado" do naszych uszu dobiega charakterna, pulsująca strachem muzyka Jóhanna Jóhannssona znana z części pierwszej, wówczas dociera do nas, dlaczego ten film aż tak bardzo zawodzi. Choć twórcy robią wszystko, czasem aż nazbyt dosadnie, by odtworzyć charakter "jedynki", to nie da się ukryć, że jest to próba z góry skazana na porażkę. Stefano Sollima to nie Denis Villeneuve, Dariusz Wolski to nie Roger Deakins, a Hildur Guðnadóttir to nie Jóhann Jóhannsson. A w tym wszystkim i pióro Teylora Sheridana wydaje się już jakby stępione... 20 lipca 2018 |
|